Nazajutrz obudziłam się z przeszywającym bólem ręki. Czułam się jak gówno. Teraz dopiero dotarło do mnie co wczoraj zrobiłam i znowu zrozumiałam jak bardzo głupia jestem. Choć znając życie zrobię to jeszcze nie raz. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał szóstą. "No cóż"- pomyślałam- "Przynajmniej się wyrobię". Wzięłam ciuchy które idealnie zakrywałyby bandaż i wszystkie inne stare ślady i poszłam zrobić poranną toaletę. Najbardziej przerażała mnie myśl o zetknięciu gorącej wody z raną, ale skoro chcę czuć ból, to powinno sprawić mi to przyjemność. Myliłam się. Gdy odkręciłam wodę, miałam ochotę piszczeć, wyć. Rana musiała być głęboka. Niedobrze. Oczywiście jak to zawsze bywa w takich sytuacjach, ból po chwili minął, a ja się umyłam uważnie omijając zszarpane miejsce. Gdy skończyłam zeszłam na dół, zrobiłam Mollie drugie śniadanie i tosty na teraz. Sama wsypałam sobie płatki, zalewając je mlekiem. Weszłam na górę, by obudzić potworka jak to zwykłam ją nazywać. Gdy weszłam do pokoju zobaczyłam na łóżku zwiniętą kulkę która łkała. Ten widok ścisnął mi serce. Widok płaczącej mojej księżniczki sprawił, że poczułam nóż przebijający mi wnętrzności i miałam ochotę sama się rozpłakać. Podeszłam do niej cicho, położyłam się obok i przytuliłam ja do siebie. Malutka momentalnie wtuliła się w moja klatkę piersiowa.
- Już ciiiiichutko, aniołku, przepraszam. - pogłaskałam ja po główce, całując w czółko. - Wiesz, ze Cie kocham i nie chce abyś cierpiała. Ja po prostu bardzo się o Ciebie martwię, tak się przestraszyłam, gdy Cie nie mogłam znaleźć. - czułam się jakbym prowadziła monolog. W dodatku bezskuteczny. Ona dalej płakała. - Jesteś całym moim światem. -wyszeptałam i pociągnęłam nosem. - Tylko Ciebie mam, nie mogłabym Cie stracić, nie przeżyłabym tego. - dokończyłam i poczułam pojedyncza łzę spływającą po moim policzku. Samotna. Jak ja.
Mała podniosła główkę i spojrzała mi w oczy. Wśród łez i bólu zobaczyłam w nich również bezgraniczna miłość dziecka.
-Ja Ciebie tez kocham, Kat. - odparła, a na jej usta wstąpił delikatny uśmieszek. Wytarłam jej oczka, wstałam i podniosłam ją z łóżka.
-No, to teraz panno moja do łazienki, na dole czeka na Ciebie pyszne, Twoje ulubione śniadanko. - ona tylko pokiwała energicznie główką i wybiegła do łazienki.
Usiadłam przy kuchennym stole, czekając na mojego aniołka. Nie musiałam długo czekać, ponieważ nim zdążyłam się głębiej zamyślić- usłyszałam tupot małych stóp i szuranie krzesła. Podniosłam głowę, by ujrzeć ósmy cud świata. Moją małą siostrzyczkę, której oczy wyrażały głęboką mądrość.
-Co powiesz na to, byśmy zrobiły sobie...hm...wolne od jakichkolwiek zajęć i odwiedziły dziś mamusię?- momentalnie podniosła na mnie swój uradowany wzrok, ale ja jeszcze nie skończyłam jej wynagradzać wczorajsze zachowanie, wiedziała o tym, więc uważnie czekała na ciąg dalszy propozycji na dzisiejszy dzień. Widziałam jak wzrokiem mnie ponaglała, więc kontynuowałam. - Później pójdziemy do domu Kevina i jeśli nam się uda go porwać, to w ramach przeprosin zabieram was na największe lody świata! - pisnęłam, na co mała podskoczyła, zeskoczyła ze stołka i podbiegła uwiesić mi się na szyi. -Tak! Tak! Jesteś najlepsza! - krzyknęła mi do ucha na co o mały włos nie ogłuchłam. Zaśmiałam się. - W takim razie chodźmy! Dochodząc na naszą ulubioną ławkę przy pomniku cmentarnym usiadłyśmy, głęboko wzdychając i zapadając w zadumę. Zapewne obie teraz bombardowałyśmy mamę pytaniami i opowieściami, choć wokół było słychać tylko szelest liści. Wszystko działo się w naszych sercach. Gdy zaczęło się robić trochę później złapałam jej zziębniętą rączkę i powiedziałam cicho, że musimy już iść. Z naszych ust wydobywała się para. Zapaliłyśmy jeszcze tylko znicze i ruszyłyśmy w kierunku jego domu. Dobrze zapamiętałam gdzie mieszkał, bo kilka razy obiło mi się to o uszy w szkole. Przed nami stał wielki dom z przepięknym ogrodem. Furtka była otwarta, więc postanowiłyśmy wejść. Znalazłyśmy się pod drzwiami tej willi.
-No proszę, kogo my tu mamy. - gwałtownie odwróciłam się do tyłu, słysząc ten zachrypnięty i jakże charakterystyczny ton głosu. To on. Wstrzymałam bezwiednie powietrze. Mollie chyba to dostrzegła, bo szarpnęła mnie za rękę wybudzając tym samym z odrętwienia lub bardziej przerażenia. Usłyszałam ten swój cichy głosik serce, mówiący mi że dam radę i zrobiłam krok do przodu, zbliżając się do...
-Moja kochana Mollie i jej głupia siostrzyczka! - powiedział z drwiną, na co ja tylko przewróciłam oczami. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, a on nie jest człowiekiem, którego da się ot tak zbluzgać, a później przeprosić i wszystko jest w jak najlepszym porządku. To będzie wymagało pracy i...
-Jeśli przyszłaś przeprosić, to wsadź sobie proszę te przeprosiny w dupę, bo nie zamierzam więcej z tobą rozmawiać, ponieważ jesteś jakaś chora. - mówiąc to, zaśmiał się szyderczo i charakterystycznie popukał się w czoło. Przełknęłam nerwowo ślinę i zmrużyłam delikatnie oczy.
-Posłuchaj mnie ty deb...
-Katie! -wrzasnęła Mollie, na co się opanowałam.
-Chciałam to zrobić dla niej, ponieważ cię bardzo polubiła, a ja nie chcę, by cierpiała z tego powodu, że ja cię nienawidzę.
-Nienawidzisz mnie, tak? -zapytał, zniżając ton i powoli do mnie podszedł. Zesztywniałam. Objął mnie w pasie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu, tuż pod uchem. -Oddychaj, bo mi padniesz. -wychrypiał, chichocząc. Zebrałam w sobie siły i odplątałam jego dłonie położone na moim brzuchu, po czym odeszłam od niego i się odwróciłam w jego stronę.
- Co Ty sobie myślisz! - krzyknęłam, czując, że w oczach zbierają mi się łzy. Czemu ja tak kurwa na niego reaguję! Skarciłam się w myślach, przerażał mnie i jednocześnie podniecał, co chyba przerażało mnie jeszcze bardziej niż on sam! -Więcej się do mnie nie zbliżaj, bo jesteś ohydny! -to były moje ostatnie słowa, po których usłyszałam już tylko plaśnięcie i poczułam piekący ból na policzku. Następnie chwycił moje zranione nadgarstki i przycisnął do muru domu, przylegając do mnie swoim ciałem. Wciąż ściskał mi ręce, co sprawiało mi mnóstwo bólu. Nie wiedziałam co bardziej boli, nadgarstki czy polik. Z całą pewnością nadgarstki.
-Nigdy więcej tak do mnie nie mów, jasne?! -wysyczał głosem pełnym jadu, zbliżając swoją twarz do mojej. - Jeszcze raz okażesz mi brak szacunku, pierdolony chociażby raz, a Ty i Twoje małe gówno pożałujecie ostro!- Poczułam łzy spływające mi po policzku, ale nie byłam w stanie nic z siebie wykrztusić jak tylko jęki z powodu bólu, więc ciągnął swoją przemowę dalej czując przewagę i nieuchronną wygraną. Miałam przed oczami mgłę, ale widziałam Mollie krzyczącą i kopiącą go w nogę, puścił mnie, odepchnął dziewczynkę tak, by ta upadła i uderzyła się głową o ziemię, przez co straciła przytomność. Przeraziło mnie to, więc odzyskawszy czucie w nogach chciałam do niej pobiec, ale zdążył to zauważyć i znowu przycisnął mnie do ściany. -Puszczaj, puszczaj! Zabiję cię! Coś Ty jej zrobił to tylko dziecko! Puść mnie, ty chuju! - nie panowałam nad słowami. Czułam się bezsilna, przerażona i wszystko naraz! Mój mały skarb tam leży, muszę jej pomóc! Wiedziałam, co jeszcze niedawno mówił o szacunku ale nie mogłam się powstrzymać! Musiałam ją jak najszybciej zabrać do szpitala. Więc chciałam go odepchnąć, wiedziałam, że nie mam tyle siły więc postanowiłam użyć sposobu kobiety i kopnąć go w krocze, jednak nim zdążyłam to zrobić już przewrócił mnie na ziemię.
-Co ja ci suko mówiłem o szacunku?! -wykrzyknął, a jego oczy zrobiły się niemal czerwone. -Pożałujesz teraz tego i to mocno! -Kopnął mnie w brzuch, przez co zwinęłam się w kłębek, sycząc. Wyjął telefon i wystukał smsa. - Nie martw się, twoje małe gówno ktoś zaraz podrzuci do szpitala. -powiedział obojętnie i pociągnął mnie za włosy do góry. -Teraz się zabawimy, jeszcze nigdy nie trafiła mi się dziewica. -wysyczał, a ja na jego słowa zastygłam. Teraz mnie zgwałci. Na pewno. Boże, czemu ja! Dobrze, niech zrobi co chce, nie zależy mi. Ale Mollie, ona musi żyć!
-Zro...zrobię co zechcesz, ale proszę, nie rób krzywdy jej. -wyjąkałam, na co on zaśmiał się. -Umowa stoi. Zobaczymy jak się spiszesz, a tymczasem, na czas naszej zabawy mój przyjaciel się nią zaopiekuje. -zachichotał. Zacisnęłam oczy i poczułam szarpnięcie za ramię i jego tłuste łapy wpychające mnie do wnętrza domu, a następnie do jakiegoś pokoju. Rzucił mnie na łóżko. Podkuliłam nogi. Zupełnie nie wiedziałam co mam robić.
-Och, widzę, że bez wskazówek się nie obędzie! - Mówiąc to, zaczął odpinać swoje spodnie. Poprzednie przerażenie było niczym w porównaniu z obecnym. Spodnie mu opadły, a on został w bokserkach. Podszedł do mnie i z niewyobrażalną siłą rozerwał mi szmacianą bluzkę. -Ściągaj spodnie! -krzyknął, widząc w moich oczach tylko strach i bezradność. Powoli, ociągając się i chcąc jak najbardziej przedłużyć tą chwilą, licząc z nadzieją na nawiną pomoc zaczęłam ściągać spodnie. Gdy już to zrobiłam, rzucił się na mnie jak zwierzę. Najpierw zaczął całować mnie po szyi, co wywoływało największe obrzydzenie. Później zaczął zdejmować moje majtki. Gdy już zostałam całkowicie nago, obnażona z poczucia godności, obłożona wstydem zobaczyłam jak on zdejmuje swoje majtki. Nim cokolwiek do mnie dotarło poczułam jak we mnie wchodzi. Wziął mnie, siłą wpychając tę nabrzmiałą, sztywną, męską część siebie, która musiała być zaspokojona. Wszedł w moje opierające się ciało, rozrywając je i powodując krwawienie. A teraz zdążyło się coś, co nie powinno mieć miejsca, bo było niebezpieczne. Z powodu bólu straciłam przytomność.
czwartek, 5 czerwca 2014
niedziela, 6 kwietnia 2014
Przepraszam
Wybaczcie, następny rozdział napiszę zaraz po maturze, czyli 15 maja- wtedy odbywa się ostatnia matura ustna z niemieckiego. Teraz nie mam czasu na to, rozumiecie-przygotowania. Całuję i pozdrawiam.
piątek, 21 marca 2014
Rozdział piąty
-Dzień Dobry, pani Montgomery. Ja przyszłam po Mollie. -powiedziałam udając swobodę, choć tak naprawdę gotowałam się już ze złości i strachu. Gdyby serce mogło pęknąć ze strachu, już dawno pani Katrin i ja musiałybyśmy zbierać moje z podłogi.
-Och, przecież pani siostrzyczkę zabrał wujek. Mówił, że jest pani o tym poinformowana, a z racji tego, że była bardzo zajęta jakimiś problemami szkolnymi nie jest pani w stanie przyjść po dziewczynkę. -Powiedziała naturalnie, zbierając zabawki z podłogi.
Czułam, jak tracę grunt pod nogami. Jednak w ostatniej chwili czujna nauczycielka chwyciła mnie pod ramię, chroniąc tymczasem przed upadkiem.
-Wszystko w porządku? -zapytała przerażona i zaniepokojona.
-Tak...znaczy...nie...ale...Mollie nie ma wujka, żadnego. -wydyszałam, próbując złapać oddech którego mi teraz tak bardzo brakowało. Serce podeszło mi do gardła, naprawdę. Ze strachu zaczynałam tracić kontakt z rzeczywistością.
-Proszę się uspokoić, ja... -zaczęła, jednak nie dałam jej dokończyć. Błyskawicznie odzyskałam siły i postanowiłam działać.
-Uspokoić?! Proszę mi nie mówić, że mam się uspokoić, kiedy ktoś właśnie porwał mi mój sens życia z Z E R Ó W K I -przeliterowałam ostatnie słowo dając jej do zrozumienia, że to wszystko wina wychowawczyni. -Co pani sobie myśli?! Ja to zgłoszę do odpowiednich ludzi! Jak tak można! Nie zna pani człowieka, a pozwala mu zabrać pani podopieczną! Niech pani choć trochę pomyśli! To przez panią moja mała siostrzyczka może być teraz w niebezpieczeństwie! -zaczęłam wymachiwać rękoma, ukazując moją złość, frustrację i bezsilność.
-Ja...przepraszam...Mollie powiedziała, że go zna i pani również...że jest dobry...ja...boże, przepraszam. -wydukała, będąc bliska płaczu i histerii. Ale w tej chwili nie obchodziło mnie ani to co do mnie mówi ani jej uczucia.
-Zapłaci mi pani za to, a jeśli coś jej się stanie, to ja przysięgam, zabiję panią! -krzyknęłam przez zęby, po chwili nabierając łapczywie powietrze do płuc. -Jak wyglądał? -zapytałam już nieco spokojniej, jednak nadal ostro.
-Młody, przystojny, uśmięśniony, w pani wieku mniej więcej! -Gdy to usłyszałam zapaliła mi się czerwona lapmka.
-Policzę się z panią później. -odparłam mimochodem i wybiegłam z klasy, kierując się do wyjścia. Wyjęłam telefon i weszłam w smsy, wybierając numer Kevina z którego ostatnio pisał. Już miałam nacisnąć zieloną słuchawkę, gdy do moich nóg się "coś" przykleiło.
-Katie, Katie! -piszczała dziewczynka, tuląc się do niej.
Otworzyłam szeroko oczy, po chwili, gdy dotarło do mnie, że przede mną stoi Mollie cała i zdrowa kucnęłam i zaczęłam ją całować i mocno przytulać. -Boże, tak się bałam! -wyszeptałam, zaczynając płakać. -Nie płacz, proszę. -powiedziała ze spokojem Mollie i pogłaskała mnie po włosach. W tym momencie wstałam, wytarłam łzy, zmarszczyłam gniewnie brwi i popatrzyłam na nią ostrym wzrokiem. -Gdzieś Ty była?! -zapytałam jeszcze bardziej wyostrzonym tonem, na co dziewczynka się skuliła jak mały kotek. I wtedy odezwał się Kevin, którego wcześniej nie zauważyłam będąc tak zajęta radością ze spotkania.
-Przepraszam, to moja wina. Powinienem był cię uprzedzić, miałem to zrobić, ale myślałem, że zdążymy się wyrobić z zabawą zanim przyjedziesz. Wybacz. -powiedział delikatnie się uśmiechając. W tej chwili miałam ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu te jego piękne oczęta. I właśnie to zrobiłam, rzuciłam się na niego z łapami.
-Ty debilu, ty nawet nie wiesz jak ja się bałam! -zaczęłam wrzeszczeć, waląc go pięścią po klatce piersiowej.
-Hej, hej, wojowniku, uspokój się. -zaczął zszokowany moją reakcją, przyrzymał mi dłonie i przytulił mnie delikatnie do siebie. I wtedy poczułam jego cudowny zapach. Pachniał tak wspaniale, piękne i...zaraz, to nie o tym powinnam myśleć.
-Puszczaj. -wysyczałam i odepchnęłam go od siebie. -Tym razem nie zgłoszę tego na policję, ale daję ci ostrzeżenie. Jeśli jeszcze raz zbliżysz się, dotkniesz lub skrzywdzisz moją Mollie, to gorzko tego pożałujesz. Odpierdol się ode mnie i od niej, od nas! Rozumiesz? Nie chcę Cię więcej przy nas widzieć! -bąknęłam, złapałam Mollie za rękę i zaczęłam szybko iść do domu.
-Katie, proszę, zwolnij, zatrzymaj się, wróć i przeproś! -powtarzała błagalnym tonem dziewczynka, jednak ignorowałam to, wciąż idąc szybkim krokiem do domu i ciągnąc ją za sobą. W czasie drogi usłyszałam dźwięk smsa jednak nie miałam ochoty go odczytywać. Gdy wróciłyśmy, Mollie pobiegła do swojego pokoju, jak mniemam płacząc. Nie miałam zamiaru jej pocieszać, gówniara się powinna nauczyć, że nie wolno rozmawiać, a przede wszystkim chodzić nigdzie z obcymi.
Opadłam bezwiędnie na łóżko, zmęczona tym wszystkim i wtedy postanowiłam przeczytać co takiego napisał mi ten kretyn.
"Naprawdę myślałaś, że mogłem skrzydzić tego cukiereczka? Jesteś żałosna. Myślałem, że jesteś inna, że nie słuchasz tych wszystkich plotek, że masz dobre serce i zanim zaczniesz oceniać ludzi, spróbujesz ich poznać. Myliłem się. Jesteś taką samą szmatą jak te wszystkie, którymi powinno wycierać się w szkole podłogę. Pani z bogatym wnętrzem? Ha, dobre sobie. Pustak, powierzchowne gówno. " -Czytając jego słowa na początku prychnęłam, myśląc o tym, jak z każdą taką szmatą się pierdolił i wtedy mu to nie przeszkadzało. Później o tym, że podobno słucham plotek, bo przecież nie wtystarczy mi sytuacja jaka miała miejsce w klasie i to jak się w stosunku do mnie zachował- by mieć już o nim wyrobione zdanie. A na końcu pomyślałam o jego ostatnich słowach. Zrobiło mi się tak przykro, że po prostu wtuliłam twarz w poduszkę i zaczęłam płakać. Tego dnia już wiedziałam, jak się ta przykrość skończy. I znów będę musiała chodzić w bluzkach z długim rękawem. Nienawidzę ludzi. A ludzie nienawidzą takie gówno jak ja. Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Z tą myślą i miolionami innych miałam uporać się dzisiejszej nocy. Poszłam na górę do swojego pokoju i pierwsze miejsce gdzie się skierowałam to łazienka i moja kosmetyczka. Zaraz cały ból wypłynie. Jeszcze tylko chwilę.
_____________________________
Dziękuję ślicznie za komentarze i jak zwykle przepraszam za długość ale naprawdę nie mam czasu na pisanie czegoś głębszego, dłuższego i sensowniejszego!
-Och, przecież pani siostrzyczkę zabrał wujek. Mówił, że jest pani o tym poinformowana, a z racji tego, że była bardzo zajęta jakimiś problemami szkolnymi nie jest pani w stanie przyjść po dziewczynkę. -Powiedziała naturalnie, zbierając zabawki z podłogi.
Czułam, jak tracę grunt pod nogami. Jednak w ostatniej chwili czujna nauczycielka chwyciła mnie pod ramię, chroniąc tymczasem przed upadkiem.
-Wszystko w porządku? -zapytała przerażona i zaniepokojona.
-Tak...znaczy...nie...ale...Mollie nie ma wujka, żadnego. -wydyszałam, próbując złapać oddech którego mi teraz tak bardzo brakowało. Serce podeszło mi do gardła, naprawdę. Ze strachu zaczynałam tracić kontakt z rzeczywistością.
-Proszę się uspokoić, ja... -zaczęła, jednak nie dałam jej dokończyć. Błyskawicznie odzyskałam siły i postanowiłam działać.
-Uspokoić?! Proszę mi nie mówić, że mam się uspokoić, kiedy ktoś właśnie porwał mi mój sens życia z Z E R Ó W K I -przeliterowałam ostatnie słowo dając jej do zrozumienia, że to wszystko wina wychowawczyni. -Co pani sobie myśli?! Ja to zgłoszę do odpowiednich ludzi! Jak tak można! Nie zna pani człowieka, a pozwala mu zabrać pani podopieczną! Niech pani choć trochę pomyśli! To przez panią moja mała siostrzyczka może być teraz w niebezpieczeństwie! -zaczęłam wymachiwać rękoma, ukazując moją złość, frustrację i bezsilność.
-Ja...przepraszam...Mollie powiedziała, że go zna i pani również...że jest dobry...ja...boże, przepraszam. -wydukała, będąc bliska płaczu i histerii. Ale w tej chwili nie obchodziło mnie ani to co do mnie mówi ani jej uczucia.
-Zapłaci mi pani za to, a jeśli coś jej się stanie, to ja przysięgam, zabiję panią! -krzyknęłam przez zęby, po chwili nabierając łapczywie powietrze do płuc. -Jak wyglądał? -zapytałam już nieco spokojniej, jednak nadal ostro.
-Młody, przystojny, uśmięśniony, w pani wieku mniej więcej! -Gdy to usłyszałam zapaliła mi się czerwona lapmka.
-Policzę się z panią później. -odparłam mimochodem i wybiegłam z klasy, kierując się do wyjścia. Wyjęłam telefon i weszłam w smsy, wybierając numer Kevina z którego ostatnio pisał. Już miałam nacisnąć zieloną słuchawkę, gdy do moich nóg się "coś" przykleiło.
-Katie, Katie! -piszczała dziewczynka, tuląc się do niej.
Otworzyłam szeroko oczy, po chwili, gdy dotarło do mnie, że przede mną stoi Mollie cała i zdrowa kucnęłam i zaczęłam ją całować i mocno przytulać. -Boże, tak się bałam! -wyszeptałam, zaczynając płakać. -Nie płacz, proszę. -powiedziała ze spokojem Mollie i pogłaskała mnie po włosach. W tym momencie wstałam, wytarłam łzy, zmarszczyłam gniewnie brwi i popatrzyłam na nią ostrym wzrokiem. -Gdzieś Ty była?! -zapytałam jeszcze bardziej wyostrzonym tonem, na co dziewczynka się skuliła jak mały kotek. I wtedy odezwał się Kevin, którego wcześniej nie zauważyłam będąc tak zajęta radością ze spotkania.
-Przepraszam, to moja wina. Powinienem był cię uprzedzić, miałem to zrobić, ale myślałem, że zdążymy się wyrobić z zabawą zanim przyjedziesz. Wybacz. -powiedział delikatnie się uśmiechając. W tej chwili miałam ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu te jego piękne oczęta. I właśnie to zrobiłam, rzuciłam się na niego z łapami.
-Ty debilu, ty nawet nie wiesz jak ja się bałam! -zaczęłam wrzeszczeć, waląc go pięścią po klatce piersiowej.
-Hej, hej, wojowniku, uspokój się. -zaczął zszokowany moją reakcją, przyrzymał mi dłonie i przytulił mnie delikatnie do siebie. I wtedy poczułam jego cudowny zapach. Pachniał tak wspaniale, piękne i...zaraz, to nie o tym powinnam myśleć.
-Puszczaj. -wysyczałam i odepchnęłam go od siebie. -Tym razem nie zgłoszę tego na policję, ale daję ci ostrzeżenie. Jeśli jeszcze raz zbliżysz się, dotkniesz lub skrzywdzisz moją Mollie, to gorzko tego pożałujesz. Odpierdol się ode mnie i od niej, od nas! Rozumiesz? Nie chcę Cię więcej przy nas widzieć! -bąknęłam, złapałam Mollie za rękę i zaczęłam szybko iść do domu.
-Katie, proszę, zwolnij, zatrzymaj się, wróć i przeproś! -powtarzała błagalnym tonem dziewczynka, jednak ignorowałam to, wciąż idąc szybkim krokiem do domu i ciągnąc ją za sobą. W czasie drogi usłyszałam dźwięk smsa jednak nie miałam ochoty go odczytywać. Gdy wróciłyśmy, Mollie pobiegła do swojego pokoju, jak mniemam płacząc. Nie miałam zamiaru jej pocieszać, gówniara się powinna nauczyć, że nie wolno rozmawiać, a przede wszystkim chodzić nigdzie z obcymi.
Opadłam bezwiędnie na łóżko, zmęczona tym wszystkim i wtedy postanowiłam przeczytać co takiego napisał mi ten kretyn.
"Naprawdę myślałaś, że mogłem skrzydzić tego cukiereczka? Jesteś żałosna. Myślałem, że jesteś inna, że nie słuchasz tych wszystkich plotek, że masz dobre serce i zanim zaczniesz oceniać ludzi, spróbujesz ich poznać. Myliłem się. Jesteś taką samą szmatą jak te wszystkie, którymi powinno wycierać się w szkole podłogę. Pani z bogatym wnętrzem? Ha, dobre sobie. Pustak, powierzchowne gówno. " -Czytając jego słowa na początku prychnęłam, myśląc o tym, jak z każdą taką szmatą się pierdolił i wtedy mu to nie przeszkadzało. Później o tym, że podobno słucham plotek, bo przecież nie wtystarczy mi sytuacja jaka miała miejsce w klasie i to jak się w stosunku do mnie zachował- by mieć już o nim wyrobione zdanie. A na końcu pomyślałam o jego ostatnich słowach. Zrobiło mi się tak przykro, że po prostu wtuliłam twarz w poduszkę i zaczęłam płakać. Tego dnia już wiedziałam, jak się ta przykrość skończy. I znów będę musiała chodzić w bluzkach z długim rękawem. Nienawidzę ludzi. A ludzie nienawidzą takie gówno jak ja. Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Z tą myślą i miolionami innych miałam uporać się dzisiejszej nocy. Poszłam na górę do swojego pokoju i pierwsze miejsce gdzie się skierowałam to łazienka i moja kosmetyczka. Zaraz cały ból wypłynie. Jeszcze tylko chwilę.
_____________________________
Dziękuję ślicznie za komentarze i jak zwykle przepraszam za długość ale naprawdę nie mam czasu na pisanie czegoś głębszego, dłuższego i sensowniejszego!
sobota, 15 marca 2014
Rozdział czwarty
-Nie podobam Ci się? Nie jestem wystarczająco przystojny? -Zapytał po
chwili, wybijając mnie z rytmu. - Nonsens! To niemożliwe! Podobam się
wszystkim! Kobiety marzą o tym, by być ze mną, a faceci o tym by być
takim jak ja! -słysząc jego słowa z trudem powstrzymywałam się od
wybuchnięcia mu śmiechem w twarz. Myśli, że jest pieprzonym ideałem, ha
ha, zabawne. Biedne dziecko, ciekawe kiedy ktoś mu uświadomi, że jest
tylko tępym, egoistycznym i narwanym chujem. Przewróciłam oczami, co nie
umknęło jego czujnej uwadze. Zatrzymał się, po jego twarzy przeszła
fala smutku, co zastąpiło bardzo szybko gniew. Wykrzywił twarz ze
wściekłością i zaczął powoli zbliżać się ku mnie. Przełknęłam głośno
nerwowo śliną, gdy już poczułam jego dłoń na moim policzku. Delikatnie
przejechał nią po nim, dotykając gorącymi palcami moje usta, jakby
chciał obadać ich kształt. Poczułam ogromny ciężar na sercu, który
spadając pewnie połamałby mi żebra i wszystko po drodze. Teraz się nie
bałam, byłam po prostu przerażona, niepewna jego każdego i następnego
ruchu. Zamarłam, kiedy on odezwał się swoim nienaturalnie słodkim
głosikiem. - Myślisz Katie, że potrafisz udawać obojętność w stosunku do
mnie, choć oboje wiemy, że jestem seksowny i podobam ci się. I
zaklinam, na miłość boską, zaklinam kochanie, że mogę mieć każdą, nawet
ciebie! I jeszcze się o tym przekonasz. -zaśmiał się, wychodząc z sali,
zostawiając mnie samą z moimi chorymi myślami. Po chwili gdy się już
otrząsnęłam, wytarłam łzę, która mimowolnie spływała po moim policzku.
Czułam, jakby robiła mi swoją drogą do moich ust tunel, zagłębienie,
piekła mnie niemiłosiernie. Wstałam i wybiegłam z sali, kierując się do
wyjścia ze szkoły. Nie wrócę tam. Powtarzałam sobie w myślach i
pobiegłam do domu.
Wchodząc trzasnęłam drzwiami i cisnęłam torbą o podłogę. Książki wyleciały a ja opadłam na kanapę.- CO TEN DUREŃ SOBIE MYŚLI?!-krzyknęłam sama do siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Po chwili usłyszałam pikanie telefonu informującego o nadchodzącym smsie. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni, zdziwiona. Kto mógłby do mnie dzwonić? Przecież ten telefon zawsze milczał, no bo niby kto chciałby się ze mną skontaktować. Na wyświetlaczu zobaczyłam wiadomość od nieznanego numeru."Cześć kochanie. Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem dzisiaj. Przepraszam jeśli jednak było odwrotnie. Chyba się urwałaś, oj nieładnie. Nie mogę się doczekać kiedy cię ponownie zobaczę, piękna. Buziaki."
-Co kurwa? Skąd on ma mój numer?! Przecież nikt go nie ma! -zaczęłam nerwowo stukać palcami o uda, zagłębiając się w myślach. Rzuciłam telefon na drugi koniec łóżka. - Spierdalaj. -wymamrotałam i wstałam, kierując się do kuchni i nalewając sobie szklankę mleka. Za cztery godziny mam odebrać Mollie. Do tego czasu muszę coś ugotować, chyba dziecko jest już przejedzone tymi niezdrowymi pokarmami. A dziś akurat mam troszkę czasu, więc zrobię prawdziwy obiad.-Pomyślałam i zabrałam się za przygotowanie niezbędnych składników, by zając czymś swoje myśli, choć one chyba nie zamierzały ustąpić. W głowie wciąż huczały mi jego słowa: Jeszcze się o tym przekonasz.-odbijając się echem i dudniąc mi w uszach. Czego ja, czego on ode mnie chce i co zamierza zrobić? -Te pytania na razie pozostawały bez odpowiedzi.
____________________________________________
Jako że rozdziały są krótkie to będę dodawać je często, oczywiście jak tylko będę miała czas. I robię to dla siebie, więc mimo małej ilości odwiedzin- nie poprzestanę. Lubię pisać. Całusy.
Wchodząc trzasnęłam drzwiami i cisnęłam torbą o podłogę. Książki wyleciały a ja opadłam na kanapę.- CO TEN DUREŃ SOBIE MYŚLI?!-krzyknęłam sama do siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Po chwili usłyszałam pikanie telefonu informującego o nadchodzącym smsie. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni, zdziwiona. Kto mógłby do mnie dzwonić? Przecież ten telefon zawsze milczał, no bo niby kto chciałby się ze mną skontaktować. Na wyświetlaczu zobaczyłam wiadomość od nieznanego numeru."Cześć kochanie. Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem dzisiaj. Przepraszam jeśli jednak było odwrotnie. Chyba się urwałaś, oj nieładnie. Nie mogę się doczekać kiedy cię ponownie zobaczę, piękna. Buziaki."
-Co kurwa? Skąd on ma mój numer?! Przecież nikt go nie ma! -zaczęłam nerwowo stukać palcami o uda, zagłębiając się w myślach. Rzuciłam telefon na drugi koniec łóżka. - Spierdalaj. -wymamrotałam i wstałam, kierując się do kuchni i nalewając sobie szklankę mleka. Za cztery godziny mam odebrać Mollie. Do tego czasu muszę coś ugotować, chyba dziecko jest już przejedzone tymi niezdrowymi pokarmami. A dziś akurat mam troszkę czasu, więc zrobię prawdziwy obiad.-Pomyślałam i zabrałam się za przygotowanie niezbędnych składników, by zając czymś swoje myśli, choć one chyba nie zamierzały ustąpić. W głowie wciąż huczały mi jego słowa: Jeszcze się o tym przekonasz.-odbijając się echem i dudniąc mi w uszach. Czego ja, czego on ode mnie chce i co zamierza zrobić? -Te pytania na razie pozostawały bez odpowiedzi.
____________________________________________
Jako że rozdziały są krótkie to będę dodawać je często, oczywiście jak tylko będę miała czas. I robię to dla siebie, więc mimo małej ilości odwiedzin- nie poprzestanę. Lubię pisać. Całusy.
piątek, 14 marca 2014
Rozdział trzeci
-Cześć- wymruczał, a mnie przeszły dreszcze. Ten jego seksowny ton głosu, szczególnie, gdy zniżył dźwięk do niemal szeptu. Musiałam wyglądać głupio, wpatrując się w niego z rozmarzeniem, bo po chwili do moich uszu dobiegł donośny śmiech pomieszany z dzwonkiem na lekcje. -No proszę, nawet nie wiedziałem, że tak szybko poruszę twoje zmysły, a już myślałem, że jesteś nieco trudniejszą sztuką niż te wszystkie dziewczyny z naszej szkoły z kurwikami w oczach. - Słysząc jego słowa, skrzywiłam się znacząco i udałam się w stronę swojej klasy, niezgrabnie go omijając. Korytarze już opustoszały, a ja nie chciałam się spóźniać, by później musieć wchodzić do klasy przed całą "publicznością". A poza tym, nie miałam ochoty na dalszy przebieg naszej konwersacji. Palant. Gdy już chciałam nacisnąć klamkę od drzwi do sali 203, ktoś złapał mnie od tyłu w pasie, wtulając twarz w moje włosy. -Jesteś taka śliczna, szkoda, że się tak alienujesz i ukrywasz swoje atuty, z chęcią poszedłbym z Tobą w jakieś odizolowane miejsce, mógłbym sprawić, że się otworzysz. -wychrypiał mi do ucha, a ciepłe powietrze wypuszczane z każdym jego słowem delikatnie drażniło moją skórę. Niestety, wszystkie jego słowa zepsuły cały sensualizm. -Puść-syknęłam przez zęby, próbując mu się wyrwać, jednak on odwrócił mnie, pociągając za ramię i przyparł do ściany. Mogłabym zacząć krzyczeć, ale wtedy wyszłabym na totalną kretynkę, szczególnie, że to najprzystojniejszy facet w szkole. No i co za tym idzie- miał już chyba każdą w łóżku, to było jego ulubione hobby. Niestety, przeżyje rozczarowanie- o mnie może zapomnieć. - Albo mnie zostawisz w spokoju, albo zacznę krzyczeć i narobię ci problemów!- burknęłam na tyle głośno, aby do niego dotarło. -Spróbuj, a wtedy przekonasz się jakich problemów mogę narobić ci ja - zachichotał, a ja spojrzałam na niego z obrzydzeniem. Idiota, idiota, idiota! Miałam ochotę dać mu w twarz, gdyby nie to, że jest silniejszy, wszyscy wiedzą, że potrafi zmienić się w damskiego boksera i pewnie nie miałabym z nim żadnych szans. Och, czemu musiałam akurat jego spotkać w tym cholernym parku, wcześniej nawet nie wiedział że istnieję! Głupia Mollie! Nie, stop. Mollie nie jest głupia. - To jak, przystajesz na moją gorącą propozycję czy mam ci najpierw udowodnić jakim potrafię być ogierem? -ponownie rozległ się jego chichot, powodując dreszcze na moim ciele. CO?! Czy on...nie, nie zrobi mi tego. -Pro...puść mnie, proszę. -wyszeptałam, czując, jak do moich oczu zbierają się łzy. Nie chciałam się przed nim rozpłakać, ale zaczęłam się bać. Wszyscy wiedzą, że Kevin Walker potrafi pokazać swoje ostre pazurki, nie chciałam, by tym razem wbił je we mnie, zaczęłam się naprawdę bać. Krzycz Katie, krzycz. I zanim z moich ust wydobył się jakikolwiek dźwięk, poczułam dłoń na nich. Drugą chwycił mnie mocno za rękę i wciągnął do pustej sali. Próbowałam go ugryźć, jednak zanim to zrobiłam, to pchnął mnie na ławkę, przez co prawie upadłam. Jednak zdołałam utrzymać równowagę. -Jeśli zaczniesz krzyczeć lub spróbujesz wywinąć jakiś numer, to zobaczysz do czego potrafię być zdolny. A tak przy okazji, słodziutka ta twoja siostrzyczką. -na jego ostatnie słowa rozszerzyłam oczy w zdziwieniu. O Boże, odpierdol się od Mollie. I co teraz? Pomyślałam, gdy on zaczął nerwowo chodzić po sali.
____________________________________
Bardzo dziękuję za te dwa komentarze, jednak ktoś to przeczytał. Plaster z miodem na obolałe serce, nawet jeśli to tylko dwie duszyczki. Niestety, nadal nie widzę sensu w pisaniu dłuższego rozdziału. Pozdrawiam mimo wszystko cieplutko. Niebawem pojawi się ciąg dalszy.
____________________________________
Bardzo dziękuję za te dwa komentarze, jednak ktoś to przeczytał. Plaster z miodem na obolałe serce, nawet jeśli to tylko dwie duszyczki. Niestety, nadal nie widzę sensu w pisaniu dłuższego rozdziału. Pozdrawiam mimo wszystko cieplutko. Niebawem pojawi się ciąg dalszy.
sobota, 1 marca 2014
Rozdział drugi
-Przepraszam cię za nią, jak zwykle ma niewyparzoną buźkę!- fuknęła na Mollie z wyrzutem, patrząc karcącym wzrokiem.- Dziecko za dużo bajek się naoglądało i porównuje życie do jednej z nich. -skrzywiła się, kręcąc z dezaprobatą głową.
-Jest słodka, naprawdę.-Ponowił swój śmiech i kucnął przed nią.- Masz śliczną siostrę, z przyjemnością zostanę jej mężem. - szepnął do Mollie i puścił do niej oczko, na co mała się słodko roześmiała. Katie przewróciła oczami i już miała otworzyć usta, by się pożegnać, gdy Kevin ubiegł ją w słowach.- Muszę iść, ale mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. -powiedział zalotnie, pogłaskał Mollie po głowie i pocałował Katie w rękę, udając dżentelmena. Katie ponownie przewróciła zirytowana oczami, a Mollie zrobiła słodkie: "ohh", jak to robi publiczność w telewizji. We dwoje wybuchnęli donośnym śmiechem, następnie Kevin oddalił się w swoim kierunku, machając jeszcze na pożegnanie dziewczynom.
-Przysięgam, ja Cię kiedyś zamorduję!- fuknęła, ale po chwili twarz jej złagodniała, gdy zobaczyła w oczach małej łezki. - Przepraszam, żartowałam! -dodała pospiesznie i przytuliła ją do siebie mocno. Westchnęła. Odkąd ojciec je zostawił, dziewczynka zrobiła się bardzo wrażliwa. Byle sprzeczka z siostrą od razu wywoływała u niej płacz, a nawet histerie. Ciągle żyła w strachu, że siostra również ją zostawi, jak ich ojciec. Na początku nawet przepraszała, mówiąc, że to jej wina. Katie wtedy spędzała całe dnie by jej tłumaczyć jak okropnym człowiekiem był ich ojciec i że ona nigdy jej nie opuści. Niestety, wszystko miało ulec zmianie w najbliższym czasie, a Katie miała zrozumieć, że obietnice nie są nic warte, bo czasami los stawia nas pod murem i nie mamy innego wyjścia, jak tylko je łamać, nawet jeśli one w późniejszym czasie mają łamać serca.
Dziewczynki spędziły resztę dnia bawiąc się na placu zabaw i zajadając się lodami. Gdy wieczorem wróciły, zjadły kolację, wykąpały się, a Katie poczytała swojej małej księżniczkę bajkę o życiu jakim kiedyś marzyły, o życiu, jakim obiecała im mama, a jakie dostały tylko po części. Później to już nie było życie, to był istny koszmar. A to dopiero nic w porównaniu z życiem, jakie czeka ich w najbliższym czasie.
Rano, gdy zadzwonił budzik Katie włączyła funkcję drzemki. Dziś szkoła- to ją przerażało. Nienawidziła do niej chodzić, czuła się tam samotna. Jej charakter nie pozwalał jej na nawiązywanie żadnych znajomości, zawsze czuła się odrzucona, byla odludkiem, a ludzie patrzeli na nią jak na przybysza z innej planety. To dziwne, gdy rozmawiała z niektórymi ludźmi, mogła mówić bez przerwy. Ale tu, w szkole trudno jej było wypowiedzieć choćby jedno, składne zdanie które by kogokolwiek zainteresowało. Nie miała nawet swojego zdania, robiła wszystko to, co jej kazano, przez co często była wykorzystywana. Ale nie narzekała. Katie nigdy nie narzekała, zawsze przyjmowała od życia to, co jej dawało. Gdy próbowała ponownie zasnąć, do jej łóżka wskoczył mały potworek.
-Katie, Katie, wstawaj, musisz zaprowadzić mnie do szkoły! -piszczała dziewczynka, skacząc po łóżku jak oszalała. Katie tylko wydała z siebie jęk i z rozpaczą malowaną na twarzy wygrzebała się z łóżka, po czym złapała Mollie w locie i zrobiła jej samolot. Mała zaczęła się śmiać, na co Katie położyła ją na pościeli i zaczęła gilgotać. Mollie wyrywała się, wywijała, szarpała i nie mogła przestać się śmiać. -To za tą pobudkę, potworku!-zaczęła krzyczeć Katie również śmiejąc się. Mollie, w przerwach od śmiechu prosiła ją, by przestała, co ją tylko jeszcze bardziej motywowało. Zemsta jej słodka- pomyślała. Jednak budzik ponownie zadzwonił, gdy wcześniej ustawiła go na drzemkę, przypominając o tym, że się gdzieś spieszą. Przestały się wygłupiać i poszły do pokoju Mollie, by ją przebrać, uczesać i by mała umyła zęby. Gdy już to zrobiła, to Katie przygotowała jej śniadanie. Podczas gdy dziewczynka je spożywała, wbiegła po schodach na górę by się naszykować do szkoły. Nie miała ochoty na jedzenie, ona nigdy nie miała ochoty. Zawsze uważała, że je wystarczająco, bo jest zbyt gruba i dlatego do tej pory jest sama i musi się męczyć ze swoim życiem w pojedynkę. To była bzdura, tak naprawdę była wysoką, szczupłą blondynką o ciemnej karnacji, jednym słowem: była prześliczna. Jednak jej nieśmiałość nie pozwalała na głębsze uczucia, a nawet jeśli wykluczyć nieśmiałość, jej lęk przed bliskością jej na to nie pozwalał. Obserwując związek swoich rodziców zdążyła się tak zniechęcić do związków, że głowa mała. Jednak brakowało jej miłości. Szczególnie, gdy leżała w pustym, dużym łóżku, przytulając do siebie poduszkę. Gdy chciała z kimś porozmawiać, bo rozwalało ją coś od środka. I tutaj nawet nie jest mowa o chłopaku, może potrzebowała tylko przyjaciółki. Chociaż jednej. Albo mamy. Niestety, musiała radzić sobie sama.
Zeszła na dół i już chciała powiedzieć Mollie, by się zbierała, bo się spóźnią, gdy zobaczyła dziewczynkę stojącą nad tostami, z rączkami założonymi na biodrach.- Nie wywiniesz się tak łatwo!- zapiszczała Mollie i wskazała na tosty. Odsunęła krzesło od stolika, podeszła do Katie, chwyciła ją za dłoń i przyciągnęła do stolika. Pchnęła ją na krzesło. -Jedz. I szybko, nie chciałabym się znowu spóźnić, pani już krzywo na mnie patrzy. -zaskomlała, na co Katie się roześmiała. Ona ma faktycznie 6 lat, czy coś mi się pomyliło?-pomyślała, nie mogąc uwierzyć w to, jak bardzo musiały szybciej dorastać przez sytuację w jakiej ich postawiono.
-Ale Mollie, ja zjem w szkole!- wyjęczała Katie, patrząc z obrzydzeniem na postawiony przed sobą talerz.
-Kłamczucha! Pinokio byłby z ciebie dumny! -krzyknęła Mollie i usiadła na przeciwko. -Nie wyjdziemy stąd póki nie zniknie wszystko z Twojego talerza. -wysepleniła swoim pełnym, beztroskim głosem dziecka, powtarzając regułkę zapoczątkowną przez ich mamę.
-Dobrze mamo, już zjem! -odkrzyknęła Katie i zaczęła jeść kanapki. Gdy już skończyła włożyła talerz do zlewu. Mollie spojrzała na zegarek wiszący na ścianie. -No to ładnie, bo jest już dwudziesta szósta i na pewno się spóźnię! -krzyknęła sflutrowana i założyła ręcę, udając obrażoną. -Mollie, kochanie, jest siódma trzydzieści i jestem pewna, że będziesz na czas. -Zaśmiała się, całując ją w czubek głowy. Wzięła zarówno swój jak i jej plecak, złapała ją za rączkę i ruszyły do wyjścia.
-Katie, a wiesz co? A Brian ciągle mnie ciągnie za włosy, chyba się zakochał dureń czy coś! -wyjęczała, na co Katie się roześmiała, szturchając ją w ramię.-Mollie! Po pierwsze-słownictwo, młoda damo! Po drugie- tak, to musi być prawdziwa miłość. -chichocząc, zamlaskała, udając zniesmaczenie. Mollie również dołączyła do niej ze śmiechem. Gdy już doszły pod zerówkę, pożegnały się. Katie dała Mollie całusa w policzek, po czym ona się w nią wtuliła i wyszeptała słodkie: "Dziękuję, próbujesz być najlepszą mamą na świecie." Katie w oczach zebrały się łzy, zamknęła je, by nie wypłynęły. Mollie odsunęła sie od niej, również pocałowała ją w policzek i pobiegła bawić się z innymi dziećmi. Katie przez chwilę jeszcze tak kucała, próbując się zebrać, po czym sama ruszyła w kierunku swojej szkoły.
Już na wejściu przytwitały ją plotki, szmery, szepty i śmiechy. Nie cierpiała tego miejsca, nie cierpiała uchodzić za dziwaka. Czuła, jakby wszyscy wszystko o niej wiedzieli, jakby widzieli jej zepsute wnętrze, jej potwory w głowie i znali każdy zakamarek jej cuchnącego życia. Przełknęła ślinę i podreptała w kierunku swojej szafki. Wyjęła z niej książki i gdy ją zamykała, zza drzwiczek wyłonił się nikt inny jak...Kevin, opierający się o szafki, uśmiechnięty od ucha do ucha z tym swoim cwanym pewniakiem w oczach.
_________________________________________
Tego chyba nawet nikt nie czyta no ale cóż innego mogłabym zrobić.
-Jest słodka, naprawdę.-Ponowił swój śmiech i kucnął przed nią.- Masz śliczną siostrę, z przyjemnością zostanę jej mężem. - szepnął do Mollie i puścił do niej oczko, na co mała się słodko roześmiała. Katie przewróciła oczami i już miała otworzyć usta, by się pożegnać, gdy Kevin ubiegł ją w słowach.- Muszę iść, ale mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. -powiedział zalotnie, pogłaskał Mollie po głowie i pocałował Katie w rękę, udając dżentelmena. Katie ponownie przewróciła zirytowana oczami, a Mollie zrobiła słodkie: "ohh", jak to robi publiczność w telewizji. We dwoje wybuchnęli donośnym śmiechem, następnie Kevin oddalił się w swoim kierunku, machając jeszcze na pożegnanie dziewczynom.
-Przysięgam, ja Cię kiedyś zamorduję!- fuknęła, ale po chwili twarz jej złagodniała, gdy zobaczyła w oczach małej łezki. - Przepraszam, żartowałam! -dodała pospiesznie i przytuliła ją do siebie mocno. Westchnęła. Odkąd ojciec je zostawił, dziewczynka zrobiła się bardzo wrażliwa. Byle sprzeczka z siostrą od razu wywoływała u niej płacz, a nawet histerie. Ciągle żyła w strachu, że siostra również ją zostawi, jak ich ojciec. Na początku nawet przepraszała, mówiąc, że to jej wina. Katie wtedy spędzała całe dnie by jej tłumaczyć jak okropnym człowiekiem był ich ojciec i że ona nigdy jej nie opuści. Niestety, wszystko miało ulec zmianie w najbliższym czasie, a Katie miała zrozumieć, że obietnice nie są nic warte, bo czasami los stawia nas pod murem i nie mamy innego wyjścia, jak tylko je łamać, nawet jeśli one w późniejszym czasie mają łamać serca.
Dziewczynki spędziły resztę dnia bawiąc się na placu zabaw i zajadając się lodami. Gdy wieczorem wróciły, zjadły kolację, wykąpały się, a Katie poczytała swojej małej księżniczkę bajkę o życiu jakim kiedyś marzyły, o życiu, jakim obiecała im mama, a jakie dostały tylko po części. Później to już nie było życie, to był istny koszmar. A to dopiero nic w porównaniu z życiem, jakie czeka ich w najbliższym czasie.
Rano, gdy zadzwonił budzik Katie włączyła funkcję drzemki. Dziś szkoła- to ją przerażało. Nienawidziła do niej chodzić, czuła się tam samotna. Jej charakter nie pozwalał jej na nawiązywanie żadnych znajomości, zawsze czuła się odrzucona, byla odludkiem, a ludzie patrzeli na nią jak na przybysza z innej planety. To dziwne, gdy rozmawiała z niektórymi ludźmi, mogła mówić bez przerwy. Ale tu, w szkole trudno jej było wypowiedzieć choćby jedno, składne zdanie które by kogokolwiek zainteresowało. Nie miała nawet swojego zdania, robiła wszystko to, co jej kazano, przez co często była wykorzystywana. Ale nie narzekała. Katie nigdy nie narzekała, zawsze przyjmowała od życia to, co jej dawało. Gdy próbowała ponownie zasnąć, do jej łóżka wskoczył mały potworek.
-Katie, Katie, wstawaj, musisz zaprowadzić mnie do szkoły! -piszczała dziewczynka, skacząc po łóżku jak oszalała. Katie tylko wydała z siebie jęk i z rozpaczą malowaną na twarzy wygrzebała się z łóżka, po czym złapała Mollie w locie i zrobiła jej samolot. Mała zaczęła się śmiać, na co Katie położyła ją na pościeli i zaczęła gilgotać. Mollie wyrywała się, wywijała, szarpała i nie mogła przestać się śmiać. -To za tą pobudkę, potworku!-zaczęła krzyczeć Katie również śmiejąc się. Mollie, w przerwach od śmiechu prosiła ją, by przestała, co ją tylko jeszcze bardziej motywowało. Zemsta jej słodka- pomyślała. Jednak budzik ponownie zadzwonił, gdy wcześniej ustawiła go na drzemkę, przypominając o tym, że się gdzieś spieszą. Przestały się wygłupiać i poszły do pokoju Mollie, by ją przebrać, uczesać i by mała umyła zęby. Gdy już to zrobiła, to Katie przygotowała jej śniadanie. Podczas gdy dziewczynka je spożywała, wbiegła po schodach na górę by się naszykować do szkoły. Nie miała ochoty na jedzenie, ona nigdy nie miała ochoty. Zawsze uważała, że je wystarczająco, bo jest zbyt gruba i dlatego do tej pory jest sama i musi się męczyć ze swoim życiem w pojedynkę. To była bzdura, tak naprawdę była wysoką, szczupłą blondynką o ciemnej karnacji, jednym słowem: była prześliczna. Jednak jej nieśmiałość nie pozwalała na głębsze uczucia, a nawet jeśli wykluczyć nieśmiałość, jej lęk przed bliskością jej na to nie pozwalał. Obserwując związek swoich rodziców zdążyła się tak zniechęcić do związków, że głowa mała. Jednak brakowało jej miłości. Szczególnie, gdy leżała w pustym, dużym łóżku, przytulając do siebie poduszkę. Gdy chciała z kimś porozmawiać, bo rozwalało ją coś od środka. I tutaj nawet nie jest mowa o chłopaku, może potrzebowała tylko przyjaciółki. Chociaż jednej. Albo mamy. Niestety, musiała radzić sobie sama.
Zeszła na dół i już chciała powiedzieć Mollie, by się zbierała, bo się spóźnią, gdy zobaczyła dziewczynkę stojącą nad tostami, z rączkami założonymi na biodrach.- Nie wywiniesz się tak łatwo!- zapiszczała Mollie i wskazała na tosty. Odsunęła krzesło od stolika, podeszła do Katie, chwyciła ją za dłoń i przyciągnęła do stolika. Pchnęła ją na krzesło. -Jedz. I szybko, nie chciałabym się znowu spóźnić, pani już krzywo na mnie patrzy. -zaskomlała, na co Katie się roześmiała. Ona ma faktycznie 6 lat, czy coś mi się pomyliło?-pomyślała, nie mogąc uwierzyć w to, jak bardzo musiały szybciej dorastać przez sytuację w jakiej ich postawiono.
-Ale Mollie, ja zjem w szkole!- wyjęczała Katie, patrząc z obrzydzeniem na postawiony przed sobą talerz.
-Kłamczucha! Pinokio byłby z ciebie dumny! -krzyknęła Mollie i usiadła na przeciwko. -Nie wyjdziemy stąd póki nie zniknie wszystko z Twojego talerza. -wysepleniła swoim pełnym, beztroskim głosem dziecka, powtarzając regułkę zapoczątkowną przez ich mamę.
-Dobrze mamo, już zjem! -odkrzyknęła Katie i zaczęła jeść kanapki. Gdy już skończyła włożyła talerz do zlewu. Mollie spojrzała na zegarek wiszący na ścianie. -No to ładnie, bo jest już dwudziesta szósta i na pewno się spóźnię! -krzyknęła sflutrowana i założyła ręcę, udając obrażoną. -Mollie, kochanie, jest siódma trzydzieści i jestem pewna, że będziesz na czas. -Zaśmiała się, całując ją w czubek głowy. Wzięła zarówno swój jak i jej plecak, złapała ją za rączkę i ruszyły do wyjścia.
-Katie, a wiesz co? A Brian ciągle mnie ciągnie za włosy, chyba się zakochał dureń czy coś! -wyjęczała, na co Katie się roześmiała, szturchając ją w ramię.-Mollie! Po pierwsze-słownictwo, młoda damo! Po drugie- tak, to musi być prawdziwa miłość. -chichocząc, zamlaskała, udając zniesmaczenie. Mollie również dołączyła do niej ze śmiechem. Gdy już doszły pod zerówkę, pożegnały się. Katie dała Mollie całusa w policzek, po czym ona się w nią wtuliła i wyszeptała słodkie: "Dziękuję, próbujesz być najlepszą mamą na świecie." Katie w oczach zebrały się łzy, zamknęła je, by nie wypłynęły. Mollie odsunęła sie od niej, również pocałowała ją w policzek i pobiegła bawić się z innymi dziećmi. Katie przez chwilę jeszcze tak kucała, próbując się zebrać, po czym sama ruszyła w kierunku swojej szkoły.
Już na wejściu przytwitały ją plotki, szmery, szepty i śmiechy. Nie cierpiała tego miejsca, nie cierpiała uchodzić za dziwaka. Czuła, jakby wszyscy wszystko o niej wiedzieli, jakby widzieli jej zepsute wnętrze, jej potwory w głowie i znali każdy zakamarek jej cuchnącego życia. Przełknęła ślinę i podreptała w kierunku swojej szafki. Wyjęła z niej książki i gdy ją zamykała, zza drzwiczek wyłonił się nikt inny jak...Kevin, opierający się o szafki, uśmiechnięty od ucha do ucha z tym swoim cwanym pewniakiem w oczach.
_________________________________________
Tego chyba nawet nikt nie czyta no ale cóż innego mogłabym zrobić.
piątek, 28 lutego 2014
Rozdział pierwszy
Katie, Katie!- dziewczynka ciągnęła swoją siostrę za rękaw, by ta zmęczona jej zachowaniem wreszcie się nachyliła i jej wysłuchała. Ta mała, słodka sześciolatka potrafiła dać w kość, ale mimo wszystko była dla Katie całym światem, miały tylko siebie i choć często miała jej dość, to za nic by jej nie zostawiła, jak to zrobił ich ojciec po śmierci matki.
Gdy trzy lata temu usłyszeli diagnozę, będącą wyrokiem na życie Anne, wszyscy się załamali. Wiedzieli, że to ona jest głową rodziny, dziewczynki kochały ją nad życie, ona ich podtrzymywała, wycierała łzy, pomagała wstać, zawsze była oparciem, ostoją, nigdy ich nie zawiodła, a tu nagle okazuje się, że pozostał jej tylko rok życia i to przy dobrych wiatrach. Ojciec był inny, wiecznie zapracowany, nie mający czasu dla rodziny, nic go nie interesowało. Wychodził rano, wracał późnym wieczorem, a czasami nawet dwa dni później. Rodzina ta w rzeczywistości składała się chyba tylko z tych trzech, ufających sobie, kochających się osób, a ojca nie wiadomo już gdzie zaliczać, nadawałby się tylko na weekendowego tatę, choć i z tym miałby pewnie duży problem. Nie wiedział jak się zajmować dzieckiem, nie wiedział jak postępować z nastolatką, nie wiedział co się dzieje w życiu każdej z nich i to go chyba najbardziej załamało, że będzie musiał się nimi zająć, sprostać wymaganiom i zrezygnować ze swojego dotychczasowego, towarzyskiego żcyia, nie sama choroba. Było to widać, bo mimo, iż matka mogła w każdej chwili umrzeć, on nawet nie próbował się zmienić, nadal nie było go w domu, a jak już zdarzały się takie sporadyczne przypadki, to siadał jak to miał w zwyczaju na kanapie, z gazetą w ręku i popijał piwo. Mama, jak to żona, podawała pod nos obiadki, robiła wszystko, byleby było dobrze i dzieci miały spokojne życie. Starała się być rodzicem za dwoje, a jako, że miała tak wielkie serce- udawało jej się to. I żadna z dziewczynek nie wyobrażała sobie życia bez niej. Anne wiedziała, że pozostawia Mollie w dobrych rękach, nie, nie w rękach ojca, w rękach swojej starszej córki, do której miała pełne zaufanie. Wiedziała, że ojciec nie zmieni swojego postępowania. Och, gdyby tylko wiedziała, do czego on jest zdolny. Czegoś takiego nikt się nie spodziewał, a już na pewno nie śniło się to dziewczynkom. Mimo słów lekarzy- matka żyła jeszcze dwa lata. Fakt, męczyła się niemiłosiernie, ale nadal była najlepszą mamą na świecie.
Po śmierci matki, dokładnie w dniu jej pogrzebu, gdy dziewczynki wróciły do domu, nikogo już tam nie było, a wszystkie przedmioty należące do ich ojca zniknęły i nie było po nich śladu. A jednak poradziły sobie.
Dzisiejszy dzień miał być zwykłym, letnim dniem. Nikt nie pomyślałby, że to właśnie on zmieni życie dziewczynek o sto osiemdziesiąt stopni. Stojąc teraz, w kolejce do budki z lodami, jeszcze nie wiedzą, jakie los im piekło zgotuje.
-Katie, no proszę! Bo będę krzyczeć, jeśli nie kucniesz!- pogroziła Mollie paluszkiem, na co Katie się roześmiała, ukazując rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
-A krzycz, wtedy przyjedzie zły pan z tego horroru, który ukradkiem podglądywałaś wczoraj i zobaczysz co Ci zrobi. - powiedziała Katie udawanym pełnym zgrozy głosem. Natychmiast dziewczynka przytuliła się do jej nogi, chowając buźkę za dłońmi. Zawsze tak robiła, gdy się bawiły w chowanego i krzyczała wtedy: "Nie ma mnie tutaj, szukaj gdzie indziej." Ponownie rozległ się śmiech Katie, pogłaskała swoją siostrzyczkę po główce. Spokój jednak nie trwał długo, ponieważ już po dwóch minutach mały potworek znów się odezwał.
-Ale spójrz tam, spójrz jakie ciacho!-wskazała paluszkiem na przystojnego, umięśnionego chłopaka, który siedział na ławce paląc papierosa. Katie skrzywiła się, widząc peta w jego dłoni, po pierwsze- był to plac zabaw. Po drugie- to szkodzi zdrowiu, bo właśnie rak płuc zabił jej matkę. Ale nie mogła zaprzeczyć, że na jego widok mocniej zabiło jej serce, które choć w odłamkach, to potrafiło darzyć ludzi bezgraniczną miłością, z którego wypływała litrami empatia. W czasie, gdy Katie rozmyślała nad jego idealnymi rysami twarzy, on podniósł wzrok i uśmiechnął się zalotnie. Można było wyczytać z jego twarzy tą arogancką pewność siebie. Katie przewróciła oczami, widać było, ,że nie należy on do porządnego towarzystwa. Zamarła w bezruchu, gdy on zaczął iść w jej kierunku.
-Cześć. - przywitał się pełnym zuchwały głosem, szczerząc swoje zęby i układając je w głupkowaty uśmiech. Głupkowaty, ale och, jaki słodki- pomyślała od razu Katie, na co się skarciła w swojej głowie. Potrząsnęła nią, chcąc się otrząsnąć z głupich myśli. Teraz ma na głowie ważniejsze sprawy niż podryw, na przykład bycie wczesną matką dla własnej siostry.
-Cześć. - przywitała się, od razu nadając swojemu głosu ton znudzony, by jak najszybciej to zakończyć.
-Dzień dobry, proszę pana! -pisnęła Mollie, wyłoniwszy się zza Katie. - Czy chciałby być pan mężem mojej siostry?- zapytała głosem pełnym nadziei, jak to dzieci w ich wieku.
-Mollie!- krzyknęła Katie, szarpiąc ją za rączkę. Na jej twarzy wstąpił rumieniec, a ją samą zatkało. Chłopak roześmiał się perliście.
_________________________________
Nie umiem pisać, ale tak mnie wzięło na nudy, że postanowiłam spróbować swoich sił tutaj. Pierwszy rozdział- więc krótki.
Gdy trzy lata temu usłyszeli diagnozę, będącą wyrokiem na życie Anne, wszyscy się załamali. Wiedzieli, że to ona jest głową rodziny, dziewczynki kochały ją nad życie, ona ich podtrzymywała, wycierała łzy, pomagała wstać, zawsze była oparciem, ostoją, nigdy ich nie zawiodła, a tu nagle okazuje się, że pozostał jej tylko rok życia i to przy dobrych wiatrach. Ojciec był inny, wiecznie zapracowany, nie mający czasu dla rodziny, nic go nie interesowało. Wychodził rano, wracał późnym wieczorem, a czasami nawet dwa dni później. Rodzina ta w rzeczywistości składała się chyba tylko z tych trzech, ufających sobie, kochających się osób, a ojca nie wiadomo już gdzie zaliczać, nadawałby się tylko na weekendowego tatę, choć i z tym miałby pewnie duży problem. Nie wiedział jak się zajmować dzieckiem, nie wiedział jak postępować z nastolatką, nie wiedział co się dzieje w życiu każdej z nich i to go chyba najbardziej załamało, że będzie musiał się nimi zająć, sprostać wymaganiom i zrezygnować ze swojego dotychczasowego, towarzyskiego żcyia, nie sama choroba. Było to widać, bo mimo, iż matka mogła w każdej chwili umrzeć, on nawet nie próbował się zmienić, nadal nie było go w domu, a jak już zdarzały się takie sporadyczne przypadki, to siadał jak to miał w zwyczaju na kanapie, z gazetą w ręku i popijał piwo. Mama, jak to żona, podawała pod nos obiadki, robiła wszystko, byleby było dobrze i dzieci miały spokojne życie. Starała się być rodzicem za dwoje, a jako, że miała tak wielkie serce- udawało jej się to. I żadna z dziewczynek nie wyobrażała sobie życia bez niej. Anne wiedziała, że pozostawia Mollie w dobrych rękach, nie, nie w rękach ojca, w rękach swojej starszej córki, do której miała pełne zaufanie. Wiedziała, że ojciec nie zmieni swojego postępowania. Och, gdyby tylko wiedziała, do czego on jest zdolny. Czegoś takiego nikt się nie spodziewał, a już na pewno nie śniło się to dziewczynkom. Mimo słów lekarzy- matka żyła jeszcze dwa lata. Fakt, męczyła się niemiłosiernie, ale nadal była najlepszą mamą na świecie.
Po śmierci matki, dokładnie w dniu jej pogrzebu, gdy dziewczynki wróciły do domu, nikogo już tam nie było, a wszystkie przedmioty należące do ich ojca zniknęły i nie było po nich śladu. A jednak poradziły sobie.
Dzisiejszy dzień miał być zwykłym, letnim dniem. Nikt nie pomyślałby, że to właśnie on zmieni życie dziewczynek o sto osiemdziesiąt stopni. Stojąc teraz, w kolejce do budki z lodami, jeszcze nie wiedzą, jakie los im piekło zgotuje.
-Katie, no proszę! Bo będę krzyczeć, jeśli nie kucniesz!- pogroziła Mollie paluszkiem, na co Katie się roześmiała, ukazując rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
-A krzycz, wtedy przyjedzie zły pan z tego horroru, który ukradkiem podglądywałaś wczoraj i zobaczysz co Ci zrobi. - powiedziała Katie udawanym pełnym zgrozy głosem. Natychmiast dziewczynka przytuliła się do jej nogi, chowając buźkę za dłońmi. Zawsze tak robiła, gdy się bawiły w chowanego i krzyczała wtedy: "Nie ma mnie tutaj, szukaj gdzie indziej." Ponownie rozległ się śmiech Katie, pogłaskała swoją siostrzyczkę po główce. Spokój jednak nie trwał długo, ponieważ już po dwóch minutach mały potworek znów się odezwał.
-Ale spójrz tam, spójrz jakie ciacho!-wskazała paluszkiem na przystojnego, umięśnionego chłopaka, który siedział na ławce paląc papierosa. Katie skrzywiła się, widząc peta w jego dłoni, po pierwsze- był to plac zabaw. Po drugie- to szkodzi zdrowiu, bo właśnie rak płuc zabił jej matkę. Ale nie mogła zaprzeczyć, że na jego widok mocniej zabiło jej serce, które choć w odłamkach, to potrafiło darzyć ludzi bezgraniczną miłością, z którego wypływała litrami empatia. W czasie, gdy Katie rozmyślała nad jego idealnymi rysami twarzy, on podniósł wzrok i uśmiechnął się zalotnie. Można było wyczytać z jego twarzy tą arogancką pewność siebie. Katie przewróciła oczami, widać było, ,że nie należy on do porządnego towarzystwa. Zamarła w bezruchu, gdy on zaczął iść w jej kierunku.
-Cześć. - przywitał się pełnym zuchwały głosem, szczerząc swoje zęby i układając je w głupkowaty uśmiech. Głupkowaty, ale och, jaki słodki- pomyślała od razu Katie, na co się skarciła w swojej głowie. Potrząsnęła nią, chcąc się otrząsnąć z głupich myśli. Teraz ma na głowie ważniejsze sprawy niż podryw, na przykład bycie wczesną matką dla własnej siostry.
-Cześć. - przywitała się, od razu nadając swojemu głosu ton znudzony, by jak najszybciej to zakończyć.
-Dzień dobry, proszę pana! -pisnęła Mollie, wyłoniwszy się zza Katie. - Czy chciałby być pan mężem mojej siostry?- zapytała głosem pełnym nadziei, jak to dzieci w ich wieku.
-Mollie!- krzyknęła Katie, szarpiąc ją za rączkę. Na jej twarzy wstąpił rumieniec, a ją samą zatkało. Chłopak roześmiał się perliście.
_________________________________
Nie umiem pisać, ale tak mnie wzięło na nudy, że postanowiłam spróbować swoich sił tutaj. Pierwszy rozdział- więc krótki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)