piątek, 21 marca 2014

Rozdział piąty

-Dzień Dobry, pani Montgomery. Ja przyszłam po Mollie. -powiedziałam udając swobodę, choć tak naprawdę gotowałam się już ze złości i strachu. Gdyby serce mogło pęknąć ze strachu, już dawno pani Katrin i ja musiałybyśmy zbierać moje z podłogi.
-Och, przecież pani siostrzyczkę zabrał wujek. Mówił, że jest pani o tym poinformowana, a z racji tego, że była bardzo zajęta jakimiś problemami szkolnymi nie jest pani w stanie przyjść po dziewczynkę. -Powiedziała naturalnie, zbierając zabawki z podłogi.
Czułam, jak tracę grunt pod nogami. Jednak w ostatniej chwili czujna nauczycielka chwyciła mnie pod ramię, chroniąc tymczasem przed upadkiem.
-Wszystko w porządku? -zapytała przerażona i zaniepokojona.
-Tak...znaczy...nie...ale...Mollie nie ma wujka, żadnego. -wydyszałam, próbując złapać oddech którego mi teraz tak bardzo brakowało. Serce podeszło mi do gardła, naprawdę. Ze strachu zaczynałam tracić kontakt z rzeczywistością.
-Proszę się uspokoić, ja... -zaczęła, jednak nie dałam jej dokończyć. Błyskawicznie odzyskałam siły i postanowiłam działać.
-Uspokoić?! Proszę mi nie mówić, że mam się uspokoić, kiedy ktoś właśnie porwał mi mój sens życia z Z E R Ó W K I -przeliterowałam ostatnie słowo dając jej do zrozumienia, że to wszystko wina wychowawczyni. -Co pani sobie myśli?! Ja to zgłoszę do odpowiednich ludzi! Jak tak można! Nie zna pani człowieka, a pozwala mu zabrać pani podopieczną! Niech pani choć trochę pomyśli! To przez panią moja mała siostrzyczka może być teraz w niebezpieczeństwie! -zaczęłam wymachiwać rękoma, ukazując moją złość, frustrację i bezsilność.
-Ja...przepraszam...Mollie powiedziała, że go zna i pani również...że jest dobry...ja...boże, przepraszam. -wydukała, będąc bliska płaczu i histerii. Ale w tej chwili nie obchodziło mnie ani to co do mnie mówi ani jej uczucia.
-Zapłaci mi pani za to, a jeśli coś jej się stanie, to ja przysięgam, zabiję panią! -krzyknęłam przez zęby, po chwili nabierając łapczywie powietrze do płuc. -Jak wyglądał? -zapytałam już nieco spokojniej, jednak nadal ostro.
-Młody, przystojny, uśmięśniony, w pani wieku mniej więcej! -Gdy to usłyszałam zapaliła mi się czerwona lapmka.
-Policzę się z panią później. -odparłam mimochodem i wybiegłam z klasy, kierując się do wyjścia. Wyjęłam telefon i weszłam w smsy, wybierając numer Kevina z którego ostatnio pisał. Już miałam nacisnąć zieloną słuchawkę, gdy do moich nóg się "coś" przykleiło.
-Katie, Katie! -piszczała dziewczynka, tuląc się do niej.
Otworzyłam szeroko oczy, po chwili, gdy dotarło do mnie, że przede mną stoi Mollie cała i zdrowa kucnęłam i zaczęłam ją całować i mocno przytulać. -Boże, tak się bałam! -wyszeptałam, zaczynając płakać. -Nie płacz, proszę. -powiedziała ze spokojem Mollie i pogłaskała mnie po włosach. W tym momencie wstałam, wytarłam łzy, zmarszczyłam gniewnie brwi i popatrzyłam na nią ostrym wzrokiem. -Gdzieś Ty była?! -zapytałam jeszcze bardziej wyostrzonym tonem, na co dziewczynka się skuliła jak mały kotek. I wtedy odezwał się Kevin, którego wcześniej nie zauważyłam będąc tak zajęta radością ze spotkania.
-Przepraszam, to moja wina. Powinienem był cię uprzedzić, miałem to zrobić, ale myślałem, że zdążymy się wyrobić z zabawą zanim przyjedziesz. Wybacz. -powiedział delikatnie się uśmiechając. W tej chwili miałam ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu te jego piękne oczęta. I właśnie to zrobiłam, rzuciłam się na niego z łapami.
-Ty debilu, ty nawet nie wiesz jak ja się bałam! -zaczęłam wrzeszczeć, waląc go pięścią po klatce piersiowej.
-Hej, hej, wojowniku, uspokój się. -zaczął zszokowany moją reakcją, przyrzymał mi dłonie i przytulił mnie delikatnie do siebie. I wtedy poczułam jego cudowny zapach. Pachniał tak wspaniale, piękne i...zaraz, to nie o tym powinnam myśleć.
-Puszczaj. -wysyczałam i odepchnęłam go od siebie. -Tym razem nie zgłoszę tego na policję, ale daję ci ostrzeżenie. Jeśli jeszcze raz zbliżysz się, dotkniesz lub skrzywdzisz moją Mollie, to gorzko tego pożałujesz. Odpierdol się ode mnie i od niej, od nas! Rozumiesz? Nie chcę Cię więcej przy nas widzieć! -bąknęłam, złapałam Mollie za rękę i zaczęłam szybko iść do domu.
-Katie, proszę, zwolnij, zatrzymaj się, wróć i przeproś! -powtarzała błagalnym tonem dziewczynka, jednak ignorowałam to, wciąż idąc szybkim krokiem do domu i ciągnąc ją za sobą. W czasie drogi usłyszałam dźwięk smsa jednak nie miałam ochoty go odczytywać. Gdy wróciłyśmy, Mollie pobiegła do swojego pokoju, jak mniemam płacząc. Nie miałam zamiaru jej pocieszać, gówniara się powinna nauczyć, że nie wolno rozmawiać, a przede wszystkim chodzić nigdzie z obcymi.
Opadłam bezwiędnie na łóżko, zmęczona tym wszystkim i wtedy postanowiłam przeczytać co takiego napisał mi ten kretyn.
"Naprawdę myślałaś, że mogłem skrzydzić tego cukiereczka? Jesteś żałosna. Myślałem, że jesteś inna, że nie słuchasz tych wszystkich plotek, że masz dobre serce i zanim zaczniesz oceniać ludzi, spróbujesz ich poznać. Myliłem się. Jesteś taką samą szmatą jak te wszystkie, którymi powinno wycierać się w szkole podłogę. Pani z bogatym wnętrzem? Ha, dobre sobie. Pustak, powierzchowne gówno. " -Czytając jego słowa na początku prychnęłam, myśląc o tym, jak z każdą taką szmatą się pierdolił i wtedy mu to nie przeszkadzało. Później o tym, że podobno słucham plotek, bo przecież nie wtystarczy mi sytuacja jaka miała miejsce w klasie i to jak się w stosunku do mnie zachował- by mieć już o nim wyrobione zdanie. A na końcu pomyślałam o jego ostatnich słowach. Zrobiło mi się tak przykro, że po prostu wtuliłam twarz w poduszkę i zaczęłam płakać. Tego dnia już wiedziałam, jak się ta przykrość skończy. I znów będę musiała chodzić w bluzkach z długim rękawem. Nienawidzę ludzi. A ludzie nienawidzą takie gówno jak ja. Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Z tą myślą i miolionami innych miałam uporać się dzisiejszej nocy. Poszłam na górę do swojego pokoju i pierwsze miejsce gdzie się skierowałam to łazienka i moja kosmetyczka. Zaraz cały ból wypłynie. Jeszcze tylko chwilę.
_____________________________
Dziękuję ślicznie za komentarze i jak zwykle przepraszam za długość ale naprawdę nie mam czasu na pisanie czegoś głębszego, dłuższego i sensowniejszego!

sobota, 15 marca 2014

Rozdział czwarty

-Nie podobam Ci się? Nie jestem wystarczająco przystojny? -Zapytał po chwili, wybijając mnie z rytmu. - Nonsens! To niemożliwe! Podobam się wszystkim! Kobiety marzą o tym, by być ze mną, a faceci o tym by być takim jak ja! -słysząc jego słowa z trudem powstrzymywałam się od wybuchnięcia mu śmiechem w twarz. Myśli, że jest pieprzonym ideałem, ha ha, zabawne. Biedne dziecko, ciekawe kiedy ktoś mu uświadomi, że jest tylko tępym, egoistycznym i narwanym chujem. Przewróciłam oczami, co nie umknęło jego czujnej uwadze. Zatrzymał się, po jego twarzy przeszła fala smutku, co zastąpiło bardzo szybko gniew. Wykrzywił twarz ze wściekłością i zaczął powoli zbliżać się ku mnie. Przełknęłam głośno nerwowo śliną, gdy już poczułam jego dłoń na moim policzku. Delikatnie przejechał nią po nim, dotykając gorącymi palcami moje usta, jakby chciał obadać ich kształt. Poczułam ogromny ciężar na sercu, który spadając pewnie połamałby mi żebra i wszystko po drodze. Teraz się nie bałam, byłam po prostu przerażona, niepewna jego każdego i następnego ruchu. Zamarłam, kiedy on odezwał się swoim nienaturalnie słodkim głosikiem. - Myślisz Katie, że potrafisz udawać obojętność w stosunku do mnie, choć oboje wiemy, że jestem seksowny i podobam ci się. I zaklinam, na miłość boską, zaklinam kochanie, że mogę mieć każdą, nawet ciebie! I jeszcze się o tym przekonasz. -zaśmiał się, wychodząc z sali, zostawiając mnie samą z moimi chorymi myślami. Po chwili gdy się już otrząsnęłam, wytarłam łzę, która mimowolnie spływała po moim policzku. Czułam, jakby robiła mi swoją drogą do moich ust tunel, zagłębienie, piekła mnie niemiłosiernie. Wstałam i wybiegłam z sali, kierując się do wyjścia ze szkoły. Nie wrócę tam. Powtarzałam sobie w myślach i pobiegłam do domu.
Wchodząc trzasnęłam drzwiami i cisnęłam torbą o podłogę. Książki wyleciały a ja opadłam na kanapę.- CO TEN DUREŃ SOBIE MYŚLI?!-krzyknęłam sama do siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Po chwili usłyszałam pikanie telefonu informującego o nadchodzącym smsie. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni, zdziwiona. Kto mógłby do mnie dzwonić? Przecież ten telefon zawsze milczał, no bo niby kto chciałby się ze mną skontaktować. Na wyświetlaczu zobaczyłam wiadomość od nieznanego numeru."Cześć kochanie. Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem dzisiaj. Przepraszam jeśli jednak było odwrotnie. Chyba się urwałaś, oj nieładnie. Nie mogę się doczekać kiedy cię ponownie zobaczę, piękna. Buziaki."
-Co kurwa? Skąd on ma mój numer?! Przecież nikt go nie ma! -zaczęłam nerwowo stukać palcami o uda, zagłębiając się w myślach. Rzuciłam telefon na drugi koniec łóżka. - Spierdalaj. -wymamrotałam i wstałam, kierując się do kuchni i nalewając sobie szklankę mleka. Za cztery godziny mam odebrać Mollie. Do tego czasu muszę coś ugotować, chyba dziecko jest już przejedzone tymi niezdrowymi pokarmami. A dziś akurat mam troszkę czasu, więc zrobię prawdziwy obiad.-Pomyślałam i zabrałam się za przygotowanie niezbędnych składników, by zając czymś swoje myśli, choć one chyba nie zamierzały ustąpić. W głowie wciąż huczały mi jego słowa: Jeszcze się o tym przekonasz.-odbijając się echem i dudniąc mi w uszach. Czego ja, czego on ode mnie chce i co zamierza zrobić? -Te pytania na razie pozostawały bez odpowiedzi.
____________________________________________
Jako że rozdziały są krótkie to będę dodawać je często, oczywiście jak tylko będę miała czas. I robię to dla siebie, więc mimo małej ilości odwiedzin- nie poprzestanę. Lubię pisać. Całusy.

piątek, 14 marca 2014

Rozdział trzeci

-Cześć- wymruczał, a mnie przeszły dreszcze. Ten jego seksowny ton głosu, szczególnie, gdy zniżył dźwięk do niemal szeptu. Musiałam wyglądać głupio, wpatrując się w niego z rozmarzeniem, bo po chwili do moich uszu dobiegł donośny śmiech pomieszany z dzwonkiem na lekcje. -No proszę, nawet nie wiedziałem, że tak szybko poruszę twoje zmysły, a już myślałem, że jesteś nieco trudniejszą sztuką niż te wszystkie dziewczyny z naszej szkoły z kurwikami w oczach. - Słysząc jego słowa, skrzywiłam się znacząco i udałam się w stronę swojej klasy, niezgrabnie go omijając. Korytarze już opustoszały, a ja nie chciałam się spóźniać, by później musieć wchodzić do klasy przed całą "publicznością". A poza tym, nie miałam ochoty na dalszy przebieg naszej konwersacji. Palant. Gdy już chciałam nacisnąć klamkę od drzwi do sali 203, ktoś złapał mnie od tyłu w pasie, wtulając twarz w moje włosy. -Jesteś taka śliczna, szkoda, że się tak alienujesz i ukrywasz swoje atuty, z chęcią poszedłbym z Tobą w jakieś odizolowane miejsce, mógłbym sprawić, że się otworzysz. -wychrypiał mi do ucha, a ciepłe powietrze wypuszczane z każdym jego słowem delikatnie drażniło moją skórę. Niestety, wszystkie jego słowa zepsuły cały sensualizm. -Puść-syknęłam przez zęby, próbując mu się wyrwać, jednak on odwrócił mnie, pociągając za ramię i przyparł do ściany. Mogłabym zacząć krzyczeć, ale wtedy wyszłabym na totalną kretynkę, szczególnie, że to najprzystojniejszy facet w szkole. No i co za tym idzie- miał już chyba każdą w łóżku, to było jego ulubione hobby. Niestety, przeżyje rozczarowanie- o mnie może zapomnieć. - Albo mnie zostawisz w spokoju, albo zacznę krzyczeć i narobię ci problemów!- burknęłam na tyle głośno, aby do niego dotarło. -Spróbuj, a wtedy przekonasz się jakich problemów mogę narobić ci ja - zachichotał, a ja spojrzałam na niego z obrzydzeniem. Idiota, idiota, idiota! Miałam ochotę dać mu w twarz, gdyby nie to, że jest silniejszy, wszyscy wiedzą, że potrafi zmienić się w damskiego boksera i pewnie nie miałabym z nim żadnych szans. Och, czemu musiałam akurat jego spotkać w tym cholernym parku, wcześniej nawet nie wiedział że istnieję! Głupia Mollie! Nie, stop. Mollie nie jest głupia. - To jak, przystajesz na moją gorącą propozycję czy mam ci najpierw udowodnić jakim potrafię być ogierem? -ponownie rozległ się jego chichot, powodując dreszcze na moim ciele. CO?! Czy on...nie, nie zrobi mi tego. -Pro...puść mnie, proszę. -wyszeptałam, czując, jak do moich oczu zbierają się łzy. Nie chciałam się przed nim rozpłakać, ale zaczęłam się bać. Wszyscy wiedzą, że Kevin Walker potrafi pokazać swoje ostre pazurki, nie chciałam, by tym razem wbił je we mnie, zaczęłam się naprawdę bać. Krzycz Katie, krzycz. I zanim z moich ust wydobył się jakikolwiek dźwięk, poczułam dłoń na nich. Drugą chwycił mnie mocno za rękę i wciągnął do pustej sali. Próbowałam go ugryźć, jednak zanim to zrobiłam, to pchnął mnie na ławkę, przez co prawie upadłam. Jednak zdołałam utrzymać równowagę. -Jeśli zaczniesz krzyczeć lub spróbujesz wywinąć jakiś numer, to zobaczysz do czego potrafię być zdolny. A tak przy okazji, słodziutka ta twoja siostrzyczką. -na jego ostatnie słowa rozszerzyłam oczy w zdziwieniu. O Boże, odpierdol się od Mollie. I co teraz? Pomyślałam, gdy on zaczął nerwowo chodzić po sali.
____________________________________
Bardzo dziękuję za te dwa komentarze, jednak ktoś to przeczytał. Plaster z miodem na obolałe serce, nawet jeśli to tylko dwie duszyczki. Niestety, nadal nie widzę sensu w pisaniu dłuższego rozdziału. Pozdrawiam mimo wszystko cieplutko. Niebawem pojawi się ciąg dalszy.

sobota, 1 marca 2014

Rozdział drugi

-Przepraszam cię za nią, jak zwykle ma niewyparzoną buźkę!- fuknęła na Mollie z wyrzutem, patrząc karcącym wzrokiem.- Dziecko za dużo bajek się naoglądało i porównuje życie do jednej z nich. -skrzywiła się, kręcąc z dezaprobatą głową.
-Jest słodka, naprawdę.-Ponowił swój śmiech i kucnął przed nią.- Masz śliczną siostrę, z przyjemnością zostanę jej mężem. - szepnął do Mollie i puścił do niej oczko, na co mała się słodko roześmiała. Katie przewróciła oczami i już miała otworzyć usta, by się pożegnać, gdy Kevin ubiegł ją w słowach.- Muszę iść, ale mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. -powiedział zalotnie, pogłaskał Mollie po głowie i pocałował Katie w rękę, udając dżentelmena. Katie ponownie przewróciła zirytowana oczami, a Mollie zrobiła słodkie: "ohh", jak to robi publiczność w telewizji. We dwoje wybuchnęli donośnym śmiechem, następnie Kevin oddalił się w swoim kierunku, machając jeszcze na pożegnanie dziewczynom.
-Przysięgam, ja Cię kiedyś zamorduję!- fuknęła, ale po chwili twarz jej złagodniała, gdy zobaczyła w oczach małej łezki. - Przepraszam, żartowałam! -dodała pospiesznie i przytuliła ją do siebie mocno. Westchnęła. Odkąd ojciec je zostawił, dziewczynka zrobiła się bardzo wrażliwa. Byle sprzeczka z siostrą od razu wywoływała u niej płacz, a nawet histerie. Ciągle żyła w strachu, że siostra również ją zostawi, jak ich ojciec. Na początku nawet przepraszała, mówiąc, że to jej wina. Katie wtedy spędzała całe dnie by jej tłumaczyć jak okropnym człowiekiem był ich ojciec i że ona nigdy jej nie opuści. Niestety, wszystko miało ulec zmianie w najbliższym czasie, a Katie miała zrozumieć, że obietnice nie są nic warte, bo czasami los stawia nas pod murem i nie mamy innego wyjścia, jak tylko je łamać, nawet jeśli one w późniejszym czasie mają łamać serca.
Dziewczynki spędziły resztę dnia bawiąc się na placu zabaw i zajadając się lodami. Gdy wieczorem wróciły, zjadły kolację, wykąpały się, a Katie poczytała swojej małej księżniczkę bajkę o życiu jakim kiedyś marzyły, o życiu, jakim obiecała im mama, a jakie dostały tylko po części. Później to już nie było życie, to był istny koszmar. A to dopiero nic w porównaniu z życiem, jakie czeka ich w najbliższym czasie.
Rano, gdy zadzwonił budzik Katie włączyła funkcję drzemki. Dziś szkoła- to ją przerażało. Nienawidziła do niej chodzić, czuła się tam samotna. Jej charakter nie pozwalał jej na nawiązywanie żadnych znajomości, zawsze czuła się odrzucona, byla odludkiem, a ludzie patrzeli na nią jak na przybysza z innej planety. To dziwne, gdy rozmawiała z niektórymi ludźmi, mogła mówić bez przerwy. Ale tu, w szkole trudno jej było wypowiedzieć choćby jedno, składne zdanie które by kogokolwiek zainteresowało. Nie miała nawet swojego zdania, robiła wszystko to, co jej kazano, przez co często była wykorzystywana. Ale nie narzekała. Katie nigdy nie narzekała, zawsze przyjmowała od życia to, co jej dawało. Gdy próbowała ponownie zasnąć, do jej łóżka wskoczył mały potworek.
-Katie, Katie, wstawaj, musisz zaprowadzić mnie do szkoły! -piszczała dziewczynka, skacząc po łóżku jak oszalała. Katie tylko wydała z siebie jęk i z rozpaczą malowaną na twarzy wygrzebała się z łóżka, po czym złapała Mollie w locie i zrobiła jej samolot. Mała zaczęła się śmiać, na co Katie położyła ją na pościeli i zaczęła gilgotać. Mollie wyrywała się, wywijała, szarpała i nie mogła przestać się śmiać. -To za tą pobudkę, potworku!-zaczęła krzyczeć Katie również śmiejąc się. Mollie, w przerwach od śmiechu prosiła ją, by przestała, co ją tylko jeszcze bardziej motywowało. Zemsta jej słodka- pomyślała. Jednak budzik ponownie zadzwonił, gdy wcześniej ustawiła go na drzemkę, przypominając o tym, że się gdzieś spieszą. Przestały się wygłupiać i poszły do pokoju Mollie, by ją przebrać, uczesać i by mała umyła zęby. Gdy już to zrobiła, to Katie przygotowała jej śniadanie. Podczas gdy dziewczynka je spożywała, wbiegła po schodach na górę by się naszykować do szkoły. Nie miała ochoty na jedzenie, ona nigdy nie miała ochoty. Zawsze uważała, że je wystarczająco, bo jest zbyt gruba i dlatego do tej pory jest sama i musi się męczyć ze swoim życiem w pojedynkę. To była bzdura, tak naprawdę była wysoką, szczupłą blondynką o ciemnej karnacji, jednym słowem: była prześliczna. Jednak jej nieśmiałość nie pozwalała na głębsze uczucia, a nawet jeśli wykluczyć nieśmiałość, jej lęk przed bliskością jej na to nie pozwalał. Obserwując związek swoich rodziców zdążyła się tak zniechęcić do związków, że głowa mała. Jednak brakowało jej miłości. Szczególnie, gdy leżała w pustym, dużym łóżku, przytulając do siebie poduszkę. Gdy chciała z kimś porozmawiać, bo rozwalało ją coś od środka. I tutaj nawet nie jest mowa o chłopaku, może potrzebowała tylko przyjaciółki. Chociaż jednej. Albo mamy. Niestety, musiała radzić sobie sama.
Zeszła na dół i już chciała powiedzieć Mollie, by się zbierała, bo się spóźnią, gdy zobaczyła dziewczynkę stojącą nad tostami, z rączkami założonymi na biodrach.- Nie wywiniesz się tak łatwo!- zapiszczała Mollie i wskazała na tosty. Odsunęła krzesło od stolika, podeszła do Katie, chwyciła ją za dłoń i przyciągnęła do stolika. Pchnęła ją na krzesło. -Jedz. I szybko, nie chciałabym się znowu spóźnić, pani już krzywo na mnie patrzy. -zaskomlała, na co Katie się roześmiała. Ona ma faktycznie 6 lat, czy coś mi się pomyliło?-pomyślała, nie mogąc uwierzyć w to, jak bardzo musiały szybciej dorastać przez sytuację w jakiej ich postawiono.
-Ale Mollie, ja zjem w szkole!- wyjęczała Katie, patrząc z obrzydzeniem na postawiony przed sobą talerz.
-Kłamczucha! Pinokio byłby z ciebie dumny! -krzyknęła Mollie i usiadła na przeciwko. -Nie wyjdziemy stąd póki nie zniknie wszystko z Twojego talerza. -wysepleniła swoim pełnym, beztroskim głosem dziecka, powtarzając regułkę zapoczątkowną przez ich mamę.
-Dobrze mamo, już zjem! -odkrzyknęła Katie i zaczęła jeść kanapki. Gdy już skończyła włożyła talerz do zlewu. Mollie spojrzała na zegarek wiszący na ścianie. -No to ładnie, bo jest już dwudziesta szósta i na pewno się spóźnię! -krzyknęła sflutrowana i założyła ręcę, udając obrażoną. -Mollie, kochanie, jest siódma trzydzieści i jestem pewna, że będziesz na czas. -Zaśmiała się, całując ją w czubek głowy. Wzięła zarówno swój jak i jej plecak, złapała ją za rączkę i ruszyły do wyjścia.
-Katie, a wiesz co? A Brian ciągle mnie ciągnie za włosy, chyba się zakochał dureń czy coś! -wyjęczała, na co Katie się roześmiała, szturchając ją w ramię.-Mollie! Po pierwsze-słownictwo, młoda damo! Po drugie- tak, to musi być prawdziwa miłość. -chichocząc, zamlaskała, udając zniesmaczenie. Mollie również dołączyła do niej ze śmiechem. Gdy już doszły pod zerówkę, pożegnały się. Katie dała Mollie całusa w policzek, po czym ona się w nią wtuliła i wyszeptała słodkie: "Dziękuję, próbujesz być najlepszą mamą na świecie." Katie w oczach zebrały się łzy, zamknęła je, by nie wypłynęły. Mollie odsunęła sie od niej, również pocałowała ją w policzek i pobiegła bawić się z innymi dziećmi. Katie przez chwilę jeszcze tak kucała, próbując się zebrać, po czym sama ruszyła w kierunku swojej szkoły.
Już na wejściu przytwitały ją plotki, szmery, szepty i śmiechy. Nie cierpiała tego miejsca, nie cierpiała uchodzić za dziwaka. Czuła, jakby wszyscy wszystko o niej wiedzieli, jakby widzieli jej zepsute wnętrze, jej potwory w głowie i znali każdy zakamarek jej cuchnącego życia. Przełknęła ślinę i podreptała w kierunku swojej szafki. Wyjęła z niej książki i gdy ją zamykała, zza drzwiczek wyłonił się nikt inny jak...Kevin, opierający się o szafki, uśmiechnięty od ucha do ucha z tym swoim cwanym pewniakiem w oczach.
_________________________________________
Tego chyba nawet nikt nie czyta no ale cóż innego mogłabym zrobić.