Katie, Katie!- dziewczynka ciągnęła swoją siostrę za rękaw, by ta zmęczona jej zachowaniem wreszcie się nachyliła i jej wysłuchała. Ta mała, słodka sześciolatka potrafiła dać w kość, ale mimo wszystko była dla Katie całym światem, miały tylko siebie i choć często miała jej dość, to za nic by jej nie zostawiła, jak to zrobił ich ojciec po śmierci matki.
Gdy trzy lata temu usłyszeli diagnozę, będącą wyrokiem na życie Anne, wszyscy się załamali. Wiedzieli, że to ona jest głową rodziny, dziewczynki kochały ją nad życie, ona ich podtrzymywała, wycierała łzy, pomagała wstać, zawsze była oparciem, ostoją, nigdy ich nie zawiodła, a tu nagle okazuje się, że pozostał jej tylko rok życia i to przy dobrych wiatrach. Ojciec był inny, wiecznie zapracowany, nie mający czasu dla rodziny, nic go nie interesowało. Wychodził rano, wracał późnym wieczorem, a czasami nawet dwa dni później. Rodzina ta w rzeczywistości składała się chyba tylko z tych trzech, ufających sobie, kochających się osób, a ojca nie wiadomo już gdzie zaliczać, nadawałby się tylko na weekendowego tatę, choć i z tym miałby pewnie duży problem. Nie wiedział jak się zajmować dzieckiem, nie wiedział jak postępować z nastolatką, nie wiedział co się dzieje w życiu każdej z nich i to go chyba najbardziej załamało, że będzie musiał się nimi zająć, sprostać wymaganiom i zrezygnować ze swojego dotychczasowego, towarzyskiego żcyia, nie sama choroba. Było to widać, bo mimo, iż matka mogła w każdej chwili umrzeć, on nawet nie próbował się zmienić, nadal nie było go w domu, a jak już zdarzały się takie sporadyczne przypadki, to siadał jak to miał w zwyczaju na kanapie, z gazetą w ręku i popijał piwo. Mama, jak to żona, podawała pod nos obiadki, robiła wszystko, byleby było dobrze i dzieci miały spokojne życie. Starała się być rodzicem za dwoje, a jako, że miała tak wielkie serce- udawało jej się to. I żadna z dziewczynek nie wyobrażała sobie życia bez niej. Anne wiedziała, że pozostawia Mollie w dobrych rękach, nie, nie w rękach ojca, w rękach swojej starszej córki, do której miała pełne zaufanie. Wiedziała, że ojciec nie zmieni swojego postępowania. Och, gdyby tylko wiedziała, do czego on jest zdolny. Czegoś takiego nikt się nie spodziewał, a już na pewno nie śniło się to dziewczynkom. Mimo słów lekarzy- matka żyła jeszcze dwa lata. Fakt, męczyła się niemiłosiernie, ale nadal była najlepszą mamą na świecie.
Po śmierci matki, dokładnie w dniu jej pogrzebu, gdy dziewczynki wróciły do domu, nikogo już tam nie było, a wszystkie przedmioty należące do ich ojca zniknęły i nie było po nich śladu. A jednak poradziły sobie.
Dzisiejszy dzień miał być zwykłym, letnim dniem. Nikt nie pomyślałby, że to właśnie on zmieni życie dziewczynek o sto osiemdziesiąt stopni. Stojąc teraz, w kolejce do budki z lodami, jeszcze nie wiedzą, jakie los im piekło zgotuje.
-Katie, no proszę! Bo będę krzyczeć, jeśli nie kucniesz!- pogroziła Mollie paluszkiem, na co Katie się roześmiała, ukazując rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
-A krzycz, wtedy przyjedzie zły pan z tego horroru, który ukradkiem podglądywałaś wczoraj i zobaczysz co Ci zrobi. - powiedziała Katie udawanym pełnym zgrozy głosem. Natychmiast dziewczynka przytuliła się do jej nogi, chowając buźkę za dłońmi. Zawsze tak robiła, gdy się bawiły w chowanego i krzyczała wtedy: "Nie ma mnie tutaj, szukaj gdzie indziej." Ponownie rozległ się śmiech Katie, pogłaskała swoją siostrzyczkę po główce. Spokój jednak nie trwał długo, ponieważ już po dwóch minutach mały potworek znów się odezwał.
-Ale spójrz tam, spójrz jakie ciacho!-wskazała paluszkiem na przystojnego, umięśnionego chłopaka, który siedział na ławce paląc papierosa. Katie skrzywiła się, widząc peta w jego dłoni, po pierwsze- był to plac zabaw. Po drugie- to szkodzi zdrowiu, bo właśnie rak płuc zabił jej matkę. Ale nie mogła zaprzeczyć, że na jego widok mocniej zabiło jej serce, które choć w odłamkach, to potrafiło darzyć ludzi bezgraniczną miłością, z którego wypływała litrami empatia. W czasie, gdy Katie rozmyślała nad jego idealnymi rysami twarzy, on podniósł wzrok i uśmiechnął się zalotnie. Można było wyczytać z jego twarzy tą arogancką pewność siebie. Katie przewróciła oczami, widać było, ,że nie należy on do porządnego towarzystwa. Zamarła w bezruchu, gdy on zaczął iść w jej kierunku.
-Cześć. - przywitał się pełnym zuchwały głosem, szczerząc swoje zęby i układając je w głupkowaty uśmiech. Głupkowaty, ale och, jaki słodki- pomyślała od razu Katie, na co się skarciła w swojej głowie. Potrząsnęła nią, chcąc się otrząsnąć z głupich myśli. Teraz ma na głowie ważniejsze sprawy niż podryw, na przykład bycie wczesną matką dla własnej siostry.
-Cześć. - przywitała się, od razu nadając swojemu głosu ton znudzony, by jak najszybciej to zakończyć.
-Dzień dobry, proszę pana! -pisnęła Mollie, wyłoniwszy się zza Katie. - Czy chciałby być pan mężem mojej siostry?- zapytała głosem pełnym nadziei, jak to dzieci w ich wieku.
-Mollie!- krzyknęła Katie, szarpiąc ją za rączkę. Na jej twarzy wstąpił rumieniec, a ją samą zatkało. Chłopak roześmiał się perliście.
_________________________________
Nie umiem pisać, ale tak mnie wzięło na nudy, że postanowiłam spróbować swoich sił tutaj. Pierwszy rozdział- więc krótki.
Nieźle się zapowiada :D Czytam dalej ;*
OdpowiedzUsuń~ Ana
Super rozdział ! ;)
OdpowiedzUsuń