czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział szósty

Nazajutrz obudziłam się z przeszywającym bólem ręki. Czułam się jak gówno. Teraz dopiero dotarło do mnie co wczoraj zrobiłam i znowu zrozumiałam jak bardzo głupia jestem. Choć znając życie zrobię to jeszcze nie raz. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał szóstą. "No cóż"- pomyślałam- "Przynajmniej się wyrobię". Wzięłam ciuchy które idealnie zakrywałyby bandaż i wszystkie inne stare ślady i poszłam zrobić poranną toaletę. Najbardziej przerażała mnie myśl o zetknięciu gorącej wody z raną, ale skoro chcę czuć ból, to powinno sprawić mi to przyjemność. Myliłam się. Gdy odkręciłam wodę, miałam ochotę piszczeć, wyć. Rana musiała być głęboka. Niedobrze. Oczywiście jak to zawsze bywa w takich sytuacjach, ból po chwili minął, a ja się umyłam uważnie omijając zszarpane miejsce. Gdy skończyłam zeszłam na dół, zrobiłam Mollie drugie śniadanie i tosty na teraz. Sama wsypałam sobie płatki, zalewając je mlekiem. Weszłam na górę, by obudzić potworka jak to zwykłam ją nazywać. Gdy weszłam do pokoju zobaczyłam na łóżku zwiniętą kulkę która łkała. Ten widok ścisnął mi serce. Widok płaczącej mojej księżniczki sprawił, że poczułam nóż przebijający mi wnętrzności i miałam ochotę sama się rozpłakać. Podeszłam do niej cicho, położyłam się obok i przytuliłam ja do siebie. Malutka momentalnie wtuliła się w moja klatkę piersiowa.
- Już ciiiiichutko, aniołku, przepraszam. - pogłaskałam ja po główce, całując w czółko. - Wiesz, ze Cie kocham i nie chce abyś cierpiała. Ja po prostu bardzo się o Ciebie martwię, tak się przestraszyłam, gdy Cie nie mogłam znaleźć. - czułam się jakbym prowadziła monolog. W dodatku bezskuteczny. Ona dalej płakała. - Jesteś całym moim światem. -wyszeptałam i pociągnęłam nosem. - Tylko Ciebie mam, nie mogłabym Cie stracić, nie przeżyłabym tego. - dokończyłam i poczułam pojedyncza łzę spływającą po moim policzku. Samotna. Jak ja.
Mała podniosła główkę i spojrzała mi w oczy. Wśród łez i bólu zobaczyłam w nich również bezgraniczna miłość dziecka.
-Ja Ciebie tez kocham, Kat. - odparła, a na jej usta wstąpił delikatny uśmieszek. Wytarłam jej oczka, wstałam i podniosłam ją z łóżka.
-No, to teraz panno moja do łazienki, na dole czeka na Ciebie pyszne, Twoje ulubione śniadanko. - ona tylko pokiwała energicznie główką i wybiegła do łazienki.
Usiadłam przy kuchennym stole, czekając na mojego aniołka. Nie musiałam długo czekać, ponieważ nim zdążyłam się głębiej zamyślić- usłyszałam tupot małych stóp i szuranie krzesła. Podniosłam głowę, by ujrzeć ósmy cud świata. Moją małą siostrzyczkę, której oczy wyrażały głęboką mądrość.
-Co powiesz na to, byśmy zrobiły sobie...hm...wolne od jakichkolwiek zajęć i odwiedziły dziś mamusię?- momentalnie podniosła na mnie swój uradowany wzrok, ale ja jeszcze nie skończyłam jej wynagradzać wczorajsze zachowanie, wiedziała o tym, więc uważnie czekała na ciąg dalszy propozycji na dzisiejszy dzień. Widziałam jak wzrokiem mnie ponaglała, więc kontynuowałam. - Później pójdziemy do domu Kevina i jeśli nam się uda go porwać, to w ramach przeprosin zabieram was na największe lody świata! - pisnęłam, na co mała podskoczyła, zeskoczyła ze stołka i podbiegła uwiesić mi się na szyi. -Tak! Tak! Jesteś najlepsza! - krzyknęła mi do ucha na co o mały włos nie ogłuchłam. Zaśmiałam się. - W takim razie chodźmy! Dochodząc na naszą ulubioną ławkę przy pomniku cmentarnym usiadłyśmy, głęboko wzdychając i zapadając w zadumę. Zapewne obie teraz bombardowałyśmy mamę pytaniami i opowieściami, choć wokół było słychać tylko szelest liści. Wszystko działo się w naszych sercach. Gdy zaczęło się robić trochę później złapałam jej zziębniętą rączkę i powiedziałam cicho, że musimy już iść. Z naszych ust wydobywała się para. Zapaliłyśmy jeszcze tylko znicze i ruszyłyśmy w kierunku jego domu. Dobrze zapamiętałam gdzie mieszkał, bo kilka razy obiło mi się to o uszy w szkole. Przed nami stał wielki dom z przepięknym ogrodem. Furtka była otwarta, więc postanowiłyśmy wejść. Znalazłyśmy się pod drzwiami tej willi.
-No proszę, kogo my tu mamy. - gwałtownie odwróciłam się do tyłu, słysząc ten zachrypnięty i jakże charakterystyczny ton głosu. To on. Wstrzymałam bezwiednie powietrze. Mollie chyba to dostrzegła, bo szarpnęła mnie za rękę wybudzając tym samym z odrętwienia lub bardziej przerażenia. Usłyszałam ten swój cichy głosik serce, mówiący mi że dam radę i zrobiłam krok do przodu, zbliżając się do...
-Moja kochana Mollie i jej głupia siostrzyczka! - powiedział z drwiną, na co ja tylko przewróciłam oczami. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, a on nie jest człowiekiem, którego da się ot tak zbluzgać, a później przeprosić i wszystko jest w jak najlepszym porządku. To będzie wymagało pracy i...
-Jeśli przyszłaś przeprosić, to wsadź sobie proszę te przeprosiny w dupę, bo nie zamierzam więcej z tobą rozmawiać, ponieważ jesteś jakaś chora. - mówiąc to, zaśmiał się szyderczo i charakterystycznie popukał się w czoło. Przełknęłam nerwowo ślinę i zmrużyłam delikatnie oczy.
-Posłuchaj mnie ty deb...
-Katie! -wrzasnęła Mollie, na co się opanowałam.
-Chciałam to zrobić dla niej, ponieważ cię bardzo polubiła, a ja nie chcę, by cierpiała z tego powodu, że ja cię nienawidzę.
-Nienawidzisz mnie, tak? -zapytał, zniżając ton i powoli do mnie podszedł. Zesztywniałam. Objął mnie w pasie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu, tuż pod uchem. -Oddychaj, bo mi padniesz. -wychrypiał, chichocząc. Zebrałam w sobie siły i odplątałam jego dłonie położone na moim brzuchu, po czym odeszłam od niego i się odwróciłam w jego stronę.
- Co Ty sobie myślisz! - krzyknęłam, czując, że w oczach zbierają mi się łzy. Czemu ja tak kurwa na niego reaguję! Skarciłam się w myślach, przerażał mnie i jednocześnie podniecał, co chyba przerażało mnie jeszcze bardziej niż on sam! -Więcej się do mnie nie zbliżaj, bo jesteś ohydny! -to były moje ostatnie słowa, po których usłyszałam już tylko plaśnięcie i poczułam piekący ból na policzku. Następnie chwycił moje zranione nadgarstki i przycisnął do muru domu, przylegając do mnie swoim ciałem. Wciąż ściskał mi ręce, co sprawiało mi mnóstwo bólu. Nie wiedziałam co bardziej boli, nadgarstki czy polik. Z całą pewnością nadgarstki.
-Nigdy więcej tak do mnie nie mów, jasne?! -wysyczał głosem pełnym jadu, zbliżając swoją twarz do mojej. - Jeszcze raz okażesz mi brak szacunku, pierdolony chociażby raz, a Ty i Twoje małe gówno pożałujecie ostro!- Poczułam łzy spływające mi po policzku, ale nie byłam w stanie nic z siebie wykrztusić jak tylko jęki z powodu bólu, więc ciągnął swoją przemowę dalej czując przewagę i nieuchronną wygraną. Miałam przed oczami mgłę, ale widziałam Mollie krzyczącą i kopiącą go w nogę, puścił mnie, odepchnął dziewczynkę tak, by ta upadła i uderzyła się głową o ziemię, przez co straciła przytomność. Przeraziło mnie to, więc odzyskawszy czucie w nogach chciałam do niej pobiec, ale zdążył to zauważyć i znowu przycisnął mnie do ściany. -Puszczaj, puszczaj! Zabiję cię! Coś Ty jej zrobił to tylko dziecko! Puść mnie, ty chuju! - nie panowałam nad słowami. Czułam się bezsilna, przerażona i wszystko naraz! Mój mały skarb tam leży, muszę jej pomóc! Wiedziałam, co jeszcze niedawno mówił o szacunku ale nie mogłam się powstrzymać! Musiałam ją jak najszybciej zabrać do szpitala. Więc chciałam go odepchnąć, wiedziałam, że nie mam tyle siły więc postanowiłam użyć sposobu kobiety i kopnąć go w krocze, jednak nim zdążyłam to zrobić już przewrócił mnie na ziemię.
-Co ja ci suko mówiłem o szacunku?! -wykrzyknął, a jego oczy zrobiły się niemal czerwone. -Pożałujesz teraz tego i to mocno! -Kopnął mnie w brzuch, przez co zwinęłam się w kłębek, sycząc. Wyjął telefon i wystukał smsa. - Nie martw się, twoje małe gówno ktoś zaraz podrzuci do szpitala. -powiedział obojętnie i pociągnął mnie za włosy do góry. -Teraz się zabawimy, jeszcze nigdy nie trafiła mi się dziewica. -wysyczał, a ja na jego słowa zastygłam. Teraz mnie zgwałci. Na pewno. Boże, czemu ja! Dobrze, niech zrobi co chce, nie zależy mi. Ale Mollie, ona musi żyć!
-Zro...zrobię co zechcesz, ale proszę, nie rób krzywdy jej. -wyjąkałam, na co on zaśmiał się. -Umowa stoi. Zobaczymy jak się spiszesz, a tymczasem, na czas naszej zabawy mój przyjaciel się nią zaopiekuje. -zachichotał. Zacisnęłam oczy i poczułam szarpnięcie za ramię i jego tłuste łapy wpychające mnie do wnętrza domu, a następnie do jakiegoś pokoju. Rzucił mnie na łóżko. Podkuliłam nogi. Zupełnie nie wiedziałam co mam robić.
-Och, widzę, że bez wskazówek się nie obędzie! - Mówiąc to, zaczął odpinać swoje spodnie. Poprzednie przerażenie było niczym w porównaniu z obecnym. Spodnie mu opadły, a on został w bokserkach. Podszedł do mnie i z niewyobrażalną siłą rozerwał mi szmacianą bluzkę. -Ściągaj spodnie! -krzyknął, widząc w moich oczach tylko strach i bezradność. Powoli, ociągając się i chcąc jak najbardziej przedłużyć tą chwilą, licząc z nadzieją na nawiną pomoc zaczęłam ściągać spodnie. Gdy już to zrobiłam, rzucił się na mnie jak zwierzę. Najpierw zaczął całować mnie po szyi, co wywoływało największe obrzydzenie. Później zaczął zdejmować moje majtki. Gdy już zostałam całkowicie nago, obnażona z poczucia godności, obłożona wstydem zobaczyłam jak on zdejmuje swoje majtki. Nim cokolwiek do mnie dotarło poczułam jak we mnie wchodzi. Wziął mnie, siłą wpychając tę nabrzmiałą, sztywną, męską część siebie, która musiała być zaspokojona. Wszedł w moje opierające się ciało, rozrywając je i powodując krwawienie. A teraz zdążyło się coś, co nie powinno mieć miejsca, bo było niebezpieczne. Z powodu bólu straciłam przytomność.